Tekii II
- Kto… to… zrobił!? –
Namikaze syknął lodowatym tonem.
Kiedy ANBU miał
udzielić odpowiedzi, do biura Hokage niespodziewanie wpadł zdyszany chuunin,
który widząc złowrogie spojrzenie swojego przywódcy, momentalnie zamarł w
bezruchu.
- Czego!?
- Yon-Yondaime-sama, proszę
o wybaczenie, ale melduje, że widziano opuszczającego wioskę niezidentyfikowanego
osobnika w czarnym płaszczu z czerwonymi chmurami w białych obwódkach. – Odparł
zapytany. – Z tego, co nam wiadomo, ubrani w ten sposób chodzą członkowie
przestępczej organizacji zwanej Akatsuki. Łowcy Bijuu.
- Akatsuki!?
- To z całą pewnością
twój zabójca, Hokage-sama. – Odezwał się ANBU.
Minato momentalnie
rzucił mu pytające spojrzenie. Cała złość i frustracja natychmiast gdzieś się
ulotniły, a na ich miejsce weszło zdziwienie wymieszane z podejrzliwością.
- A ty skąd o tym
wiesz??
- I co teraz? Jak powiążesz to, co mu powiedziałeś z tym, co przed
chwilą usłyszałeś? – Spytał Kyuubi, który odezwał się w umyśle
zamaskowanego jounina. Naruto milczał. Akurat analizował wszystko, jednocześnie
zastanawiając się nad wyjściem z sytuacji. Gdy kilka minut później chciał w
końcu udzielić demonowi odpowiedzi, z lekkim strachem w oczach odnotował, że
straszy blondyn wstał z zajmowanego miejsca. Zapewne zamierzał podejść do niego.
- Nooo… słucham!?
- Trochę to
skomplikowane.
- Jak to…
skomplikowane!? Co przez to rozumiesz!?
Po Minato wyraźnie było
widać, że jeszcze chwila i rzuci się na członka ANBU by siłą z niego wyciągnąć
wszelkie informacje na temat (domniemanej) śmierci swojego syna oraz
tajemniczego zabójcy z Akatsuki. Naruto skamieniał. Nie przypuszczał, że pomysł
z powiedzeniem Yondaime o swojej śmierci, doprowadzi go do takiej paranoi i…
furii? Jounin powoli zaczynał się zastanawiać, do czego to wszystko doprowadzi.
Oczywiście. Z grubsza wiedział, do czego, ale wciąż nie miał pewności, czy nie
posunął się przypadkiem za daleko.
Jego rozmyślania
niespodziewanie przerwał Minato, który podszedł do niego, chwycił za fraki i z
frustracją w oczach przycisnął do ściany, krzycząc:
- Gadaj!
- A jeśli się postawie
to, co wtedy?
Uzumaki spytał buntowniczym
tonem, po czym oswobodził się z uścisku i jakby nigdy nic, wyminął Minato
przechodząc na drugą stronę pomieszczenia w pobliże okna. Namikaze z kolei
gapił się tempo w ścianę przed sobą. Odpowiedź, jaką usłyszał tak nim
wstrząsnęła, że po chwili zaczął zastanawiać się, czy to wszystko przypadkiem
nie jest koszmarnym snem. Przeczesał włosy ręką i kilka razy odetchnął głębiej,
po czym odwrócił się z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy:
- Kim ty jesteś, by mi
się sprzeciwiać!? Jestem, Hokage, do cholery! Wy… ANBU, macie się mnie SŁUCHAĆ
i natychmiast ODPOWIADAĆ, kiedy GRZECZNIE PYTAM!!!
Starszy blondyn wrzaśnięciami
zaakcentował ważniejsze słowa w swej przemowie. Ku całkowitemu zdumieniu, jego
rozmówca nawet na niego nie spojrzał. Zupełnie, jakby celowo go ignorował.
Takie zachowanie było niedopuszczalne. Yondaime się wściekł. Mężczyzna zacisnął
dłonie w pięści, że mu kostki pobielały, a gdy drgnął by ponownie podejść do
niesfornego podkomendnego, ten nagle zniknął mu z pola widzenia, by następnie
pojawić się Minato za plecami.
- Nim Hokage ponownie
zrobi coś głupiego lub zacznie się na mnie wydzierać, zalecam wpierw
potwierdzić wiadomość o śmierci swojego syna. – Czwartemu momentalnie oczy się
rozszerzyły, z których ponownie poleciały łzy na wzmiankę o „śmierci” jego
jedynego dziecka. – Kiedy już to nastąpi, a twoja duma będzie domagała się
wyjaśnień, znajdziesz mnie kilometr od Konoha. Będę czekał pod wielkim dębem o
rozłożystej koronie.
Po tych słowach ANBU
ulotnił się w obłoczku białego dymu zostawiając zszokowanego Namikaze, który
jeszcze długo stał sparaliżowany. W głowie miał kompletny mętlik.
* * *
Ocknęła się w jakimś
pokoju. Leżała na łóżku przykryta kocem. Za żadne skarby nie wiedziała, jak się tu znalazła. Kiedy spróbowała się podnieść, dopadł ją
straszny ból w górnej części karku. Opadłszy na poduszki, momentalnie wszystko
sobie przypomniała. Rozmowa z Naruto oraz to, jak się ona zakończyła. Była wściekła…
na siebie. Dała się tak łatwo załatwić.
Sakura prychnęła.
Ponowiła próbę wstania i
mimo lekkich zawrotów głowy, w końcu usiadła na brzegu posłania, po czym
omiotła otoczenie uważnym spojrzeniem. Głęboka szafa na lewo od wejścia i
biurko pod oknem powiedziały jej, że znajdowała się w swoim pokoju. Jak się tu
znalazła? Zapewne Naruto ją przyniósł, aby następnie gdzieś sobie pójść. Ale
gdzie? Tego zielonooka już nie wiedziała. Na szybko przeszukała zakamarki
pamięci w poszukiwaniu jakichś informacji, które pomogłyby jej w odnalezieniu
ukochanego. Niestety. Jedyne, co w tej chwili przychodziło jej do głowy, to nie
za bardzo zrozumiałe zachowanie blondyna. Tam w lesie, Sakura wyraźnie
wyczuwała, że chłopak wcale nie zamierzał godzić się ze swoim ojcem. Wręcz
przeciwnie. Zachowywał się tak, jakby planował przeprowadzenie zamachu na życie
Yondaime. Różowowłosa przestraszyła się własnych myśli. Szybko zerwała się z
miejsca i wybiegła z pokoju, po czym trafiła do kuchni na parterze domu swoich
rodziców. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia, momentalnie stanęła jak wryta z szokiem
w oczach.
Przy stole siedział
jeden z Upiornych Samurai’ów, jakich dziewczyna często widywała w przeciągu
ostatnich kilku lat. Niby już dawno powinna się do tego przyzwyczaić, lecz za
każdym razem, gdy któregoś widywała, zawsze odczuwała pewnego rodzaju lęk. Tak
było i tym razem. Tą obawę nie wiadomo, z jakiego powodu dodatkowo wzmogła ogniście
pomarańczowa zbroja, jaka zakrywała całe ciało samuraja. Sakura domyślała się,
że kolor zbroi danego żołnierza świadczył o obowiązkach, jakie miał do
spełnienia. Lecz, jakie zadanie miał do wykonania ten konkretny? I co robił w
domu jej rodziców? Haruno nie znała odpowiedzi. Odwróciwszy się w stronę drzwi
wyjściowych, momentalnie dostrzegła drugiego Upiornego. Ten z kolei stał w lekkim rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na piersi uniemożliwiając opuszczenie domu. W salonie kunoichi wypatrzyła
jeszcze trzeciego, który w nieco rozleniwionej pozie siedział na kanapie.
Mierząc wszystkich
trzech uważnym spojrzeniem, dziewczyna po chwili wróciła do swojego pokoju,
gdzie położyła się na łóżku i wpatrzyła w sufit. Gdy tylko ich zobaczyła już
wiedziała, co to dla niej oznaczało. W pewnym sensie stała się więźniem we
własnym domu i jakby tego nie chciała, to nic nie mogła na to poradzić. Oni
byli niepokonani. Nawet gdyby zburzyła cały dom, nie ominęłaby ich.
Sakura westchnęła
bezradnie.
* * *
Kiedy Minato otrząsnął
się z szoku, zaraz ponownie zalała go fala gniewu. Momentalnie przypomniał
sobie o bezczelności, z jaką dawno się już nie spotkał. Zastanawiając się, jaką
tu karę wymyślić dla tego ANBU, kiedy znowu go zobaczy, po chwili ryknął na całe
gardło:
- KENJI!!!
Niespełna minutę
później do gabinetu wparował zawołany mężczyzna. Okazał się być nim wcześniej
widziany chuunin, który wyglądał, jakby bał się swojego ukochanego przywódcy.
- Tak, Yon-Yondaime-sama??
- Natychmiast przekaż
wszystkim oddziałom ANBU rozkaz przeszukania wioski w celu odnalezienia mojego
syna. – Namikaze odparł władczym tonem.
- H-Hai!
Asystent kage niczym
burza na morzu opuścił budynek Administracyjny. Minato tym czasem rozsiadł się
w swoim fotelu i rozpoczął intensywne rozmyślanie nad wydarzeniami, jakie miały
miejsce w jego biurze. Po czterdziestu pełnych napięcia minutach czekania w
gabinecie Czwartego zmaterializowało się siedmiu shinobi w kremowych płaszczach
i różnych maskach na twarzach. Byli to dowódcy poszczególnych oddziałów
interwencyjnych ANBU. Minato mierzył ich w milczeniu srogim spojrzeniem, przez
cały czas prowadząc w umyśle dyskusję z samym sobą.
- I co?
W końcu wycedził przez
ledwo rozwarte wargi. Elitarni shinobi nie podnosząc się z przykucniętych
pozycji, jakie przybrali w momencie przybycia do biura, po kolei, każdy z
osobna zaczął zdawać szczegółowy raport. Piętnaście minut później, kiedy
ostatni skończył mówić, w biurze Yondaime zapanowało grobowe milczenie. Minato
analizował wszystkie zdobyte informacje i jak na geniusza przystało, minutę
później doszedł do bardzo rzeczowego wniosku. ANBU, który wyprowadził go z
równowagi, nabił go w butelkę! Zadrwił, zakpił z niego, a to było ciosem
poniżej pasa.
- Niech no ja go tylko dorwę, a przekona się na własnej skórze, czym się
kończy granie na uczuciach Yondaime Hokage, Konoha Gakure no Sato!
Namikaze przemknęła
przez myśl złowieszczo brzmiąca groźba.
* * *
Minato w towarzystwie
dwóch elitarnych shinobi, po uprzednim poproszeniu Tsunade o ponowne,
tymczasowe zajęcie stanowiska Hokage, pośpiesznie opuścił mury wioski i nim
ktokolwiek zdołał cokolwiek zobaczyć, wraz z eskortą zniknął w gęstwinie
pobliskiego lasu. Z determinacją i powagą wymalowaną na twarzy, skakał po
gałęziach drzew, by jak najszybciej znaleźć się na polanie z rozłożystym dębem
na jej środku rosnącym. Po kilkunastu minutach zdrowego biegu, Namikaze
zeskoczył na ziemie i zatrzymał się na linii lasu. Ruchem ręki towarzyszącym mu
shinobi rozkazał zaczekać w miejscu gdzie stali, po czym zdecydowanym krokiem
skierował się do celu swej wędrówki.
Zatrzymawszy się pod
masywnym pniem, po chwili obejrzał się za siebie, potem w lewo i w prawo, a gdy
nikogo prócz swojej straży przybocznej nie widział, począł głęboko się
zastanawiać, czy ponownie nie zrobiono go w balona… kiedy, tuż nad głową
usłyszał głos:
- Muszę przyznać, że
przynajmniej w tej sprawie mnie nie zawiodłeś, Hokage-sama.
Tytuł, który wymówił
zamaskowany shinobi siedzący na gałęzi drzewa, przesycony był cynizmem, drwiną
i pogardą, co nie uszło bacznej uwadze Minato. Z jednej strony strasznie mu się
to nie podobało, lecz z drugiej kompletnie nie wiedział, czemu ów ninja w ten
sposób się do niego odnosił.
- Czegoś tu nie
rozumiem. – Yondaime w końcu zabrał głos. – Po jaką cholerę, tam w biurze
powiedziałeś, że mój syn zginął z ręki członka organizacji przestępczej…
Akatsuki!?
Namikaze podniósł wzrok
na swego rozmówcę, który wydawał się zastanawiać nad odpowiedzią. Delikatny wiatr
smagał jego blond czupryną i połami czarnego płaszcza. Kiedy ceramiczna maska o
wizerunku lisiego pyska została skierowana w stronę stojącego na ziemi mężczyzny,
po chwili się odezwał:
- Ponieważ Cię nie
lubię. To po pierwsze. Chciałem sprawdzić, czy się przejmiesz. To po drugie. –
Shinobi wstał, po czym zeskoczył na ziemię, tuż przed słuchającym i
obserwującym go Yonadaime. – Muszę przyznać, że pod tym względem, twoje uczucia
były jak najbardziej prawdziwe. To po trzecie.
- Dobrze, nie lubisz
mnie… tylko, dlaczego? Czym Ci zawiniłem, że tak pomiatasz moją osobą? I po co
cała ta maskarada?? – Tonacja głosu starszego blondyna nieco zelżała na
swej intensywności, lecz wciąż pełna była powagi i dystansu względem
rozgrywającej się sytuacji. ANBU w tym momencie sięgnął ręką do swojej maski,
po czym sprawnym ruchem odsłonił twarz mówiąc:
- Ponieważ… krzywdy,
jakich z twojej winy doznałem, przekraczają wszelkie miary. To ty sprawiłeś, że
moje dzieciństwo było piekłem. Późniejsze życie także, ale już nie w takim
stopniu. Przez ciebie nigdy nie za znałem matczynej miłości i rodzinnego
ciepła. Wiecznie skazany na samotną tułaczkę, niemal każdego dnia rozmyślałem o
tym, co bym Ci zrobił, gdybym Cię spotkał żywego… tatuśku. – Minato zdębiał widząc własnego syna. Wyraźnie pokazywała
to jego mina, która po chwili na powrót spoważniała. – Raz już to powiedziałem.
NIENAWIDZĘ CIĘ ZA TO!!!
Naruto napłynęły do
oczu gorzkie łzy. Wytarłszy je szybko rękawem płaszcza, sięgnął ręką za siebie
i wyciągnął miecz, który starszemu blondynowi wydał się dziwnie znajomy. Kiedy
mężczyzna przypomniał sobie, gdzie wcześniej widział podobną katanę,
momentalnie po plecach przeszedł go zimny dreszcz jeżący włosy na głowie.
Uzumaki w tym czasie błyskawicznie wykonał serie dwunastu pieczęci, które
zakończył przecięciem opuszka lewego kciuka o ostrze trzymanej broni.
Spojrzawszy w uważnie obserwujące każdy jego ruch oczy Hokage, przykucnął, wbijając
miecz w ziemie i krzyknął:
- Kuchiyose:
Hitoshirezu Houmentai!
Śmiertelnie poważnego
Naruto, głęboko zaniepokojonego Minato, całą polanę oraz las, w jednej chwili
skryła gęsta jak mleko mgła, niebo zaś spowiły czarne, burzowe chmury. Stojący
na skaju polany shinobi Liścia, w przypływie adrenaliny wywołanej powoli
rozkręcającą się zwadą, pochwycili kunaie w dłoń. Rozglądając się gorączkowo
dookoła, jednocześnie starali się dostrzec swego przywódcę, lecz gęsta mgła
bardzo im w tym przeszkadzała. Po rzuceniu sobie zaniepokojonych spojrzeń,
skoczyli do przodu z zamiarem odnalezienia Yondaime, lecz w powietrzu napotkali
przeszkodę. Uderzywszy jednocześnie z hukiem o ziemię, gdy podnieśli
spojrzenia, momentalnie zobaczyli cztery skórzano-metalowe maski wykrzywione w
upiornym uśmiechu z oczodołami jarzącymi się na czerwono.
Minato stał odrobinę
sparaliżowany. Czując na twarzy niemal namacalny dotyk gęsto skłębionej pary
wodnej, w głowie odczuwał totalny mętlik. Prawie w tym samym czasie dowiedział
się, że shinobi w masce o wizerunku lisa okazał się być jego pierworodnym i w
dodatku jest w posiadaniu jego starego miecza. A spowijająca go mgła i słowa,
jakie młodszy blondyn wypowiedział, mogły znaczyć tylko jedno. – Zaraz spotkam się z Upiornymi. Brrr… –
Pomyślał wyczuwając lekkie drżenie własnych dłoni. – Dlaczego ja się trzęsę?? Chyba nie obawiam się spotkania z tymi… żołnierzami?
A może? Nieee, to absurd. Tak, ja się niczego nie boję. – Mężczyzna począł
odbudowywać własne morale, które diametralnie spadło przy pojawieniu się niemal
białej mgły.
Naruto zaś zastanawiał
się, jak to dalej rozegrać. Nim gęsta mgła spowiła całą okolicę, zobaczył w
zszokowanym, ale i poważnym spojrzeniu Yondaime dodatkową nutę strachu. To było
autentyczne przerażenie, choć mężczyzna nie pokazywał tego po sobie. Ta reakcja
teraz go bardzo intrygowała. Czyżby Minato obawiał się spotkania z Upiornymi
żołnierzami, których notabene był kiedyś przywódcą? Naruto jakoś w to nie
wierzył, choć nie odrzucał takiej możliwości. Tak naprawdę nie wiedział, jakie
były kiedyś relacje jego ojca z Upiornymi Samurajami. Kiedy spowijająca
wszystko mgła nieco zelżała, niebo oczyściło a widok się poprawił, Jinchuuriki
zobaczył gorączkowo rozglądającego się Namikaze.
- Co się stało,
Hokage-sama? Miotasz się jak pies na zardzewiałym łańcuchu. Czyżby coś Cię
zaniepokoiło?
W głosie syna, Minato
wyczuł kolejną falę drwiny. Po chwili mgła do końca znikła i na polanę ponownie
spadły złociste promienie słońca, zalewając wszystko swym blaskiem.
- Co zamierzasz?
- Pomyślmy… – Blondyn
zrobił pauzę, podczas której chwycił za rękojeść miecza, płynnym ruchem wyrwał
go z ziemi, po czym podniósł ostrze na wysokość piersi i rzucił Czwartemu
szaleńcze spojrzenie. – Zamierzam się zabawić!
Nim Minato zdołał
cokolwiek pomyśleć, Naruto podskoczył do niego wyprowadzając ciecie z nad
głowy. Klinga świsnęła tnąc powietrze i minęła uchylającą się przed atakiem
głowę starszego blondyna zaledwie o parę centymetrów. Mężczyzna ślizgiem po
ziemi oddalił się od Uzumakiego cały czas nie spuszczając go z oczu, po czym
wyciągnął zwyczajny kunai. Tak na
wszelki wypadek. I dobrze zrobił, gdyż chwilę potem tuż koło niego pojawił się Naruto
z kissaki miecza wycelowanym w jego
pierś. Minato w okamgnieniu sparował cios wyprowadzając błyskawiczną kontrę.
* * *
Na murach obronnych
wioski zebrała się nie mała widownia zwabiona wieścią o walce ich ukochanego
przywódcy z własnym synem. Wszyscy, bez wyjątku, z przerażeniem wymalowanym na
twarzach patrzyli na pobojowisko, jakim kiedyś był las o powierzchni jednego
kilometra kwadratowego. W jednej chwili zapanowała grobowa cisza. Gdy pył
unoszący się nad ziemią wkrótce został rozwiany przez wiatr, ujrzeli dwóch
blondynów stojących w odległości kilkuset metrów od siebie. Jeden, z troską i
lekkim strachem, drugi, z czystą wściekłością w oczach, patrzyli na siebie z
zacięciem. Wydawało się, że to już koniec ich walki, lecz nikt tak naprawdę
tego nie wiedział. Dlaczego? Ponieważ szum wiatru, jaki hulał na wysokości trzydziestu
metrów nad tarasem widokowym murów obronnych, wszystko zagłuszał.
Szczególnie rozmowę
między ojcem, a pierworodnym:
- Naruto, synu… proszę,
wysłuchaj mnie! – Zawołał Minato, widząc, że to starcie prowadzi do całkowitego
zniszczenia okolicznej fauny i flory.
Mężczyzna oddychał
ciężko i głęboko. Nie spodziewał się, że jego syn może być taki silny. To, co
młodszy blondyn TU zaprezentował, przeszło wszystko, czego mężczyzna spodziewał
się ujrzeć. Liczne techniki wodne, ogniowe, wietrzne, wietrzno-ogniowe i
wietrzno-wodne, sprawiły mu wiele trudu w ich unikaniu i parowaniu. Czuł
zmęczenie. Zmęczenie wywołane zużyciem znacznych ilości nagromadzonych zapasów
chakry, co w przypadku Yondaime było nie lada wyczynem, gdyż posiadał ogromne
jej pokłady. Płaszcz Hokage, jaki miał na ramionach przed rozpoczęciem walki, w
czasie jej trwania przestał istnieć. Tak samo wysłużona kamizelka jounina.
Naruto natomiast w
ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Chłopak stał w rozluźnionej pozycji z chytrym
uśmieszkiem wymalowanym na ustach. Minato nie podobało się to. Wiedział, że chłopak
coś przed nim ukrywa i to go właśnie najbardziej przerażało. Ta niewiedza
wkrótce potem sprawiła, że Namikaze zaczął obawiać się najgorszego. W dodatku,
czterorzędowy mur Upiornych Samurajów, jaki okalał całe kilometrowej szerokości
pole walki, się nie ruszał. Starszy blondyn domyślał się, że żołnierze mieli za
zadanie pilnować by się nikt nie wtrącał i żeby, co jest bardziej
prawdopodobne, zatrzymać go, gdyby chciał uciec od szalejącego syna.
- Naruto… powiedz coś.
- A co chciałbyś
usłyszeć, Hokage-sama!?
W odpowiedzi Uzumakiego
można było usłyszeć gorejącą kpinę.
- Dlaczego to robisz?
- Bo mam taki kaprys…
Warknął Uzumaki i
niespodziewanie zniknął mu z pola widzenia. Starszy blondyn momentalnie
zaliczył totalnego doła, lecz nie opuścił gardy przygotowując się na atak. Skupiając
resztki chakry na próbie zlokalizowania miejsca, w którym znajdowałby się jego
syn, przez cały czas obmyślał strategię, jak tu zakończyć ten bezsensowny pokaz
siły. Kalkulując ile jeszcze mu chakry pozostało, Minato nagle przyszła do
głowy myśl, że Naruto przecież jeszcze ani razu nie skorzystał z mocy
zapieczętowanego w nim demona. Mężczyzna po tej myśli bezwiednie opuścił gardę
i to był błąd, który jego przeciwnik od razu wykorzystał.
Naruto niespodziewanie
pojawił się za jego plecami i zaserwował silnego kopniaka pod łopatki, który
powalił Namikaze na ziemie. Starszy blondyn leżał przez chwilę na płask, po
czym wstał i jakby nigdy nic, otrzepał ubranie. Uzumaki nie widząc żadnej
reakcji ze strony swojego ojca, chwycił za kunai i rzucił nim prosto w twarz
Minato. Ten w odpowiedzi, z kamiennym wyrazem twarzy, by uniknąć śmiertelnego
ciosu, nie ruszając się z miejsca, jedynie przechylił głowę na bok. Ostry jak
brzytwa sztylet przemknął mu koło lewego ucha z charakterystycznym świstem
towarzyszącym przecinaniu powietrza.
Taka bierność ze strony
Yondaime poważnie irytowała młodszego blondyna, który po chwili namysłu postanowił
jednak jeszcze się nie poddawać. Chłopak chciał zmusić Minato do zadanie TEGO
konkretnego pytania, by móc udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi.
- Broń się, jak cię
atakuję!
- Ani mi się śni.
Odpowiedź, jaką
udzielił Naruto jego przeciwnik, nieco go zdziwiła. Nie bardzo rozumiał motywy
działania starszego blondyna, ale go to nie obchodziło. Chłopak w tej potyczce
miał swój cel i zamierzał go osiągnąć, nawet za najwyższą cenę.
- Dobra! Skoro nie
chcesz ze mną walczyć, to zginiesz tu od własnej techniki! – Minato usłyszał
krzyk za swoimi plecami, a gdy się odwrócił, dostrzegł drugiego Naruto z
wytworzonym Rasengan’em w dłoni. Kula fioletowej chakry wirowała w szaleńczym
tempie. – Tylko uprzedzam, moja wersja
tej technika została wzbogacona dodaniem do niej energii demona, którego mam
dzięki twoim wysiłkom dwadzieścia lat temu!
Po tych słowach obydwaj
Naruto jednocześnie ruszyli do kolejnego ataku. Jako pierwszy zbliżył się ten z
dłońmi zaciśniętymi w pięści. Zasypując starszego blondyna gradem ciosów i
kopniaków bardzo skutecznie odwrócił uwagę Yondaime od drugiego Uzumakiego,
który pojawił się za jego plecami w najmniej spodziewanym momencie:
- KYUUBI RASENGAN!!!
Na zrujnowanej równinie
wiatr poniósł echo wrzasku, który sekundę potem zagłuszył ryk eksplozji, jaka
wstrząsnęła okolicą. Tumany pyłu i dymu ponownie skryły walczących ze sobą
blondynów.
* * *
Naruto trzymał się lewą
dłonią za nadgarstek prawej ręki, którą miał wyciągniętą przed siebie. Nie
widząc niczego prócz chmury pyłu, jaka wzbiła się w powietrze w momencie
wybuchu, zastanawiał się, czy aby nie przesadził. Jeśli by się okazało, że
teraz pod jego nogami leżałoby bezwładne ciało Czwartego, miałby ogromne
problemy z ewentualnym wytłumaczeniem się.
- Wyczuwam narastające w tobie wątpliwości. – Demon stwierdził
powoli ukazującą się prawdę. – Czy
martwi Cię twoje postępowanie?
- Jak byś zgadł.
- Z jednej strony nie dziwie Ci się, lecz z drugiej, ty chyba
najzwyczajniej niedoceniasz swojego ojca. Na twoim miejscu, zacząłbym traktować
go… – Kyuubi urwał, kiedy Naruto otrzymał potężnego kopniaka w plecy.
Odrzucony do przodu, przeleciał w powietrzu kilkanaście metrów, po czym
zaliczył bardzo twarde lądowanie. Kiedy się podniósł i otrzepał nieco
pobrudzone ubranie, Lis dokończył przerwaną myśl: – …poważnie.
Uzumaki z nijakim
wyrazem twarzy obserwował Yondaime, który wyglądał na kogoś, kto chyba w końcu zrozumiał przekazaną mu aluzję. W dłoni mężczyzny pojawił się, dotychczas niepokazywany kunai o potrójnym ostrzu. Jego rękojeść owinięta była specjalną kartką z
pieczęcią czasoprzestrzenną.
Wszystko wskazywało, że
dopiero teraz rozpocznie się prawdziwe starcie gigantów.
TO BE CONTINUED...
Słowniczek:
Kizuna (jap.) –
Więzi
Tekii (jap.) – Wrogości
Notka jest po prostu świetna. Walka syna z ojcem, ich umiejętności są na najwyższym poziomie. Już nie mogę doczekać się ich całej mocy. Napewno dadzą teraz pokaz gigantów. Także mam nadzieję że koniec będzie jak by to powiedzieć-happy end. Pozdrawiam i czekam z zaparciem na szybki next.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie także czy Sakura będzię miała także coś do powiedzenia... było by jeszcze ciekawiej.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, a ta walka między ojcem, a synem rewelacyjna, ich umiejętności są na bardzo wysokim poziomie... Teraz to dopiero zacznie się walka gigantów.... Upiorni się pojawili jak ja ich lubię, i ten strach Mianto jak zorientował się co to za miecz... Mam nadzieję, że będzie tak zwany happy end...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetny rozdział. Szkoda, że tak szybko się skończył. :<
OdpowiedzUsuńWalka Minato z Naruto - coś wspaniałego.
Nie mogę doczekać się zakończenia tego pojedynku. :D
Życzę dalszych chęci do pisania. :)
Pozdrawiam Ryuuzetsu.
Zaje*bisteeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNiesamowita walka:):):):):) :)
Po prostu NIESAMOWITE!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część, więc rób ją szybko! :)
Wspaniała notka!!! Tylko tyle mogę z siebie wykrztusić po jej przeczytaniu!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnej części!
Jest tyle różnych zakończeń jakie mogą nastąpić, że po prostu ciekawość zżera mnie od środka!
Gratuluję świetnego opisu walki!
Mam jednak taką nadzieję, że wszystko zakończy się szczęśliwie.
Pozdrawiam!
~~Mgiełka~~
Czekam na dalszy bieg wyrażeń . Notka super . Pozdrawiam kitojika - chan .
OdpowiedzUsuńWow!! Na prawdę wspaniałe. Z jednej strony rozumiem Naruto, też bym się wkurzyła na ojca gdybym musiała tyle przejść ale w końcu zaprzyjaźnił się z Kyuubim, więc to chyba troszkę łagodzi winę Minato. Z drugiej jednak strony chyba trochę przesadził, gdyby na prawdę zabił własnego ojca miałby nie lada problemy i na pewno wyrzuty sumienia, dobrze, że jak na Yondaime przystało wziął się do kupy!! Teraz się dopiero zacznie już się nie mogę doczekać! Intryguje mnie natomiast postać w czarnym płaszczu z naszytymi chmurami, jeśli to na prawdę było Akatsuki to jaki członek to był i w jakim celu się pojawił? I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz co z Sasuke? czy Naruto udało się go sprowadzić do wioski? jeśli tak to mam nadzieję, że będzie o nim jakaś wzmianka. A tym czasem życzę Ci bardzo dużo weny i chęci do dalszego pisania. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały zarówno "Kizuny" jak i tego drugiego bloga z tej strony. Pozdrawiam i mam nadzieję, że niedługo będę mogła skomentować kolejny rozdział. Rima
OdpowiedzUsuńWciągnęłam się, chcę więcej i więcej. Szkoda tylko, że blog wygląda na zawieszony :/
OdpowiedzUsuńBlog nie jest zawieszony, a jedynie wprowadzony w stan nieważkości, jeśli tak mogę się wyrazić. Prace nad kontynuacją historii "Kizuna", jak i "Kitsune no Komichi" póki co stoją w miejscu i póki co, nie widzę żadnych możliwości na ich kontynuacje. Proszę o cierpliwość. W końcu coś tu wrzucę. Prędzej, czy później, tego możesz być pewna!
UsuńPozdrawiam.