Tekii I
To był jeden z tych
dni, kiedy odechciewało się wszystkiego. Co jakiś czas powiewał chłodny wiatr
lub na ziemię spadały rzadkie, delikatne promienie słońca. Niebo od przeszło tygodnia
zasłaniały ciężkie chmury, przez cały czas grożąc zmoczeniem tego, kto wyjdzie im
na przeciw. Niestety, był to też zwyczajny dzień roboczy, w którym mali
mieszkańcy Konoha zdążali na kolejne zajęcia w Akademii, a ich opiekunowie do
swoich miejsc pracy. Tego dnia także shinobi się nie nudzili. Odkąd miesiąc
wcześniej na światło dzienne wyszła wiadomość, że Kiroi Senko jednak żyje i na
nowo obejmie stanowisko Yondaime Hokage Konoha Gakure no Sato, w szeregach ninja
zapanowała prawdziwa euforia i poruszenie. Wszyscy dosłownie płakali ze
szczęścia, a niedowierzającym komentarzom i plotkom nie było końca. Wieść, że
Minato Namikaze wrócił zza grobu lotem błyskawicy dotarła również do innych
krajów.
Dwudziestoletni
Kazekage właśnie wypijał pierwszy łyk porannej kawy, gdy do jego gabinetu bez
pukania wparowała blondwłosa kunoichi z wielkim wachlarzem na plecach i listem
w dłoniach. To, co chwilę potem mu powiedziała, w czerwonowłosym wywołało nie
małe zaskoczenie. Więcej, mężczyzna dosłownie zakrztusił się wypijanym trunkiem,
parząc sobie przełyk.
Tak, to był wielki szok
dla całego świata ninja. Ale czy aby na pewno dla całego? Nie. Oczywiście, że
nie. W wiosce Ukrytego Liścia był jeden jedyny shinobi, który od rana chodził z
kwaśną miną. Choć jego twarz przesłaniała ceramiczna maska w kształcie lisiego
pyska, po mowie ciała było wyraźnie widać, że wstał dziś lewą nogą. Nie dość,
że w domu zabrakło Ramen w proszku, a w portfelu pieniędzy, by uzupełnić zapasy,
to jeszcze z jakiegoś powodu Sakura się do niego nie odzywała. Dlaczego?
Blondyn nie miał zielonego pojęcia i to go najbardziej bolało. Co gorsza,
wszyscy jego przyjaciele również nagle się od niego odwrócili. Zupełnie, jakby
się na niego obrazili. Czemu? Chłopak tego też nie wiedział, choć podejrzewał,
że ich dziwne zachowanie mogło mieć jakiś związek z powrotem jego ojca do
życia. Po dłuższych przemyśleniach Naruto doszedł do wniosku, że to z całą
pewnością wina Yondaime. Oczywiście nie było żadną tajemnicą, że Uzumaki pokłócił
się z Namikaze, obrażając go i wypominając mu pierwsze trzynaście lat piekła,
jakie chłopak przeżył wiecznie bity, poniżany i odtrącony przez to, kim się
stał. Pozostałe siedem lat Naruto przemilczał, gdyż już nie były takie
straszne, ale jednak przez cały ten czas kogoś bardzo mu brakowało i wcale się
z tym nie krył. Pełni goryczy doprawiał fakt bezczynnego siedzenia w wiosce.
Odkąd Czwarty wrócił na swoje dawne stanowisko, blondyn nie dostał ani jednej
misji pozwalającej opuścić mu mury wioski. Naruto był świadom i podejrzewał, że
Yondaime celowo nie dawał mu misji adekwatnych do rangi, jaką posiadał. Lecz
to, czym je zamieniał, również nie prowadziło do niczego dobrego. Takie
postępowanie tylko wzmagało pogłębiającą się nienawiść.
Na szczęście był jeden osobnik,
jaki tego dnia nie miał do niego o nic pretensji. Był nim jego odwieczny
towarzysz, Kyuubi no Kitsune. Kiedy w katakumbach pod Świątynią Ognia, w
głębokiej tajemnicy przed wszystkimi, błękitnooki zakończył Trening Dziewięciu
Ogonów, dopełniając w ten sposób podpisany przed rokiem pakt z Lisem, ich
wzajemne relacje jeszcze tylko się polepszyły. Uzumaki, co prawda nie zdjął
pieczęci zamykającej Kyuu w jego duszy, ale dzięki odbytemu treningowi w pełni
nad nim zapanował. Nad potęgą nieograniczonych pokładów chakry. Teraz w czasie
walki, blondyn bez przeszkód mógł używać tej siły w pełnej okazałości, bez obawy
przed utratą kontroli nad samym sobą.
* * *
Jounin z rękoma w
kieszeniach powolnym krokiem zmierzał w stronę niewielkiej polany z jeziorkiem
i wodospadem do niego wpadającym, jaką kiedyś odkrył nieco na wschód od
północnej bramy. Mijając budkę strażniczą i widząc machających oraz coś
mówiących do niego wartowników, całkowicie ich zignorował i bez słowa wyszedł
po za obręb wioski. Gdy skręcił w las, nawoływania ze strony bramy w końcu
ucichły, a on sam odetchnął kilka razy głębiej. Odgłosy natury zawsze kojąco
wpływały na jego psychikę, która obecnie była w nie najlepszej kondycji i nic
nie wskazywało, aby coś miało zmienić ten stan.
Naruto po kilku
minutach przedzierania się przez zarośla dotarł na wcześniej wspomnianą
polankę, gdzie po chwili usiadł na niedawno zwalonym pniu. Było to widać po
jeszcze niegnijącym drewnie, lecz już pokrytym delikatną szatą z mchu. Chłopak
rozsiadł się i spojrzał w niebo. W tym momencie chmury na chwilę się rozsunęły
i oświetliły go złociste promienie popołudniowego słońca. Nieco cieplejszy
zefirek smagał jego czuprynę, która była krótko mówiąc… w nieładzie.
- Naruto, czy mógłbym zaczerpnąć świeżego powietrza?
W umyśle blondyna
rozbrzmiał tubalny, łagodnie brzmiący głos.
- Dobrze, ale z wiadomych Ci przyczyn, nie mogę pozwolić byś wyszedł w
pełnej swojej postaci. Takie coś mogłoby skończyć się dla mnie bardzo…
nieprzyjemnie. – Odparł Naruto.
Ze strony demona w
odpowiedzi popłynęło jedynie ledwo zrozumiałe mruknięcie, które chłopak odebrał
z uśmiechem na twarzy. Przybrawszy postawę z wyprostowanymi plecami, Uzumaki złożył
przed sobą dłonie i z zawrotną prędkością wykonał serię dwudziestu jeden
skomplikowanych pieczęci. Gdy trzy sekundy później zawiązał ostatni symbol,
nieco na lewo od niego, w czerwonej chmurze dymu pojawił się pomarańczowy lis
wielkością podobny do dorosłego Akamaru, Kiby Inuzuka. Jego dziewięć
majestatycznych ogonów poruszało się swobodnie, każdy nie zależnie od
pozostałych. Kyuubi w takiej formie odwrócił się przodem do swojego Jinchuuriki,
po czym do niego podszedł. Naruto uklęknął, przesunął maskę ANBU z twarzy na
tył głowy i podrapał demona za uchem. Ten od razu zmrużył ślepia i zaczął
mruczeń z przyjemności.
- Wiesz, Kurama… nie
sądziłem, że może być z ciebie taki pieszczoch.
Blondyn uśmiechnął się
ciepło do lisa, który w odpowiedzi jedynie zaczął mruczeć jeszcze intensywniej.
Jego liczne ogony raz po raz unosiły się, by zaraz opaść ruchem przecinającym
powietrze. Kilka z nich po chwili otuliło chłopaka w pasie, a reszta zaczęła łaskotać
go po odkrytym karku i lędźwiach.
* * *
Nowym ordynatorem
szpitala w Konoha-Gakure została Tsunade, która stołek Hokage przekazała swemu
poprzednikowi, który z kolei niespodziewanie po dwudziestu latach wrócił do
świata żywych. Kobieta, odkąd go zobaczyła oddychającego, do teraz jeszcze nie
wyszła z szoku. Podobnie było z większością personelu szpitala, jaki szybko
zaczął popełniać błędy, w wyniku, czego wielu pacjentów poniosło niepotrzebną
nikomu śmierć. Nawet najlepsza uczennica piersiastej medyczki zaczęła popełniać
błędy. Często tak banalne, że aż się ich przestraszyła. Dlaczego? Ponieważ
pokłóciła się ze swoim narzeczonym o jego stosunek do Yondaime. Jej myśli cały
czas zaprzątała sprawa dziwnego zachowania młodszego blondyna, którego tak
naprawdę, wcale nie rozumiała.
Miała do tego pełne
prawo. Jej dotychczasowe życie raczej było pozbawione trosk, przez cały czas
uzupełniane przez kochających ją rodziców. Nie to, co Uzumaki. Jego życie, jak
dotąd, nawet w połowie nie było takie kolorowe. Było wręcz szare lub nawet
czarne, niczym ciasna uliczka między dwoma budynkami. To prawda, dziewczyna
martwiła się. Wiedziała, co blondyn przeszedł. Jakimi ścieżkami doszedł do
tego, co miał obecnie. Jakim stał się przez to człowiekiem. Ta wiedza po części
napawała ją przerażeniem, ale również wzmagała jej troskę o blondyna.
- Sakura Haruno, Hokaga-sama
wzywa cię do siebie.
Różowowłosą z
zamyślenia wyrwał męski głos, jaki rozległ się za jej plecami. Był to jeden z
chuuninów, nowy pomocnik nowego/starego przywódcy wioski. Medyczka szybko
dokończyła, to, co robiła przez ostatnie kilka godzin, po czym zwolniła się u
Tsunade, opuściła szpital i poszła do budynku Administracyjnego Konoha Gakure.
Po kilku minutach zdrowego marszu poprzez wioskę i wspinaczce po schodach na
trzecie piętro, stanęła pod wejściem do gabinetu Hokage. Nim zapukała, wygładziła
pogniecione ubranie, poprawiła układ włosów i zawiązaną na nich opaskę shinobi.
Może chciała dobrze wyglądać? Sama do końca nie wiedziała, po co to wszystko
zrobiła.
- Proszę wejść.
Nagle usłyszała przyzwolenie
dobiegające zza drzwi. Sakura zdziwiła się tym bardzo, gdyż nie zapukała, ale
po namyśle doszła do wniosku, że Yondaime musiał wyczuć jej obecność.
Dziewczyna odetchnęła głębiej, przybrała na twarzy pogodny wyraz, po czym
nacisnęła klamkę i weszła do środka. Tam zaś za masywnym biurkiem dostrzegła
blondwłosego mężczyznę łudząco podobnego do jej ukochanego. Ubrany był w
standardowy strój Jounina Konoha i narzucony na ramiona biały płaszcz z
czerwonymi płomieniami przy dolnej krawędzi. Jego oczy, równie błękitne jak u
Uzumakiego, patrzyły na nią dokładnie tak samo, jak Naruto. Onieśmielały i
wprawiały ruch jej serca w szybszy rytm. Haruno stanęła w odległości trzech
metrów od niego i przybrała postawę na baczność.
- Ty jesteś Sakura
Haruno, tak? – Spytał nie odrywając od niej wzroku.
- Hai, Hokage-sama.
Kunoichi szybko
odpowiedziała i po chwili odwzajemniła serdeczny uśmiech, jakim została przed
sekundą obdarowana. Ten uśmiech, od ucha do ucha, był dokładnie taki sam, jaki
kiedyś widywała u Naruto, nim ten skrył swoją twarz za ceramiczną maską ANBU.
- No proszę… Muszę
przyznać, że jesteś Sakura bardzo ładną dziewczyną. Powiem nawet więcej, jesteś
jedną z ładniejszych, jakie widziałem w naszej wiosce i bardzo się cieszę, że ktoś
taki jak ty zainteresował się moim synem. – Minato oparł brodę na splecionych
dłoniach, a łokcie na blacie biurka. Haruno tym czasem słysząc komplement
padający z ust Hokage momentalnie spłonęła szkarłatnym rumieńcem, który jedynie
podkreślił jej urodę. Namikaze ponownie się uśmiechnął, aby następnie oprzeć
się o szerokie oparcie fotela, po czym kontynuował. – Ale nie wezwałem Cię do
siebie, by prawić Ci komplementy. Wezwałem Cię, ponieważ słyszałem, że jesteś
jedyną osobą w Konoha, którą Naruto wysłucha.
- Tak. Prawdopodobnie.
- To dobrze. W takim
razie… Zapewne wiesz, co się miedzy nami wydarzyło i pewnie chciałabyś poznać
szczegóły tego spotkania? – Spytał Minato. Dziewczyna jedynie kiwnęła głową z
aprobatą, lecz mężczyzna nie od razu udzielił odpowiedzi. Wpierw milczał przez chwilę,
by następnie wstać i podejść do okna, jakie miał za swoimi plecami. Namikaze
zawiesił spojrzenie na panoramie wioski Liścia. – Zakładam, że wiesz, iż Naruto
ma zapieczętowanego w sobie demona o dziewięciu ogonach. Tsunade powiedziała
mi, że to nie jest już tajemnicą. Że nigdy nią nie było, przez co Naruto nie
był traktowany tak, jak sobie tego życzyłem… dwadzieścia lat temu.
Teoretycznie, gdy wróciłem i o wszystkim się dowiedziałem, to nie powinienem
zgadzać się na ponowne objęcie pieczy nad mieszkańcami, którzy w wręcz
bestialski sposób potraktowali mojego jedynego syna. – Minato przerwał na
chwilę, by ponownie spojrzeć na bacznie słuchającą, każdego jego słowa, Sakurę.
– Lecz niestety, w bardzo prosty sposób dałem się zmanipulować i teraz nie ma już
odwrotu. Co do Naruto. Cóż… Obwinia mnie za wszystkie krzywdy, jakich doznał w
dzieciństwie. I ma rację. Zapieczętowanie demona we wnętrzu jego ciała było
niewybaczalną pomyłką, ale co się stało, to się nie odstanie.
Namikaze zakończył swój
monolog ciężkim opadnięciem na fotel. Westchnął przeciągle, przeczesał dłonią
włosy, potarł palcami skronie, po czym chwycił za szklankę z wodą, jaka stała
na blacie masywnego biurka. Mężczyzna wychylił trzy łyki orzeźwiającego płynu,
po czym resztą chlapnął sobie prosto w twarz. Mając mokrą facjatę, Minato
spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. Uśmiechnęła się do niego.
- Sakura, ściągnąłem
Cię tu, by Cię prosić, abyś porozmawiała z Naruto.
- Dobrze, Hokage-sama… ale,
co mam mu powiedzieć? – Spytała.
- Najlepiej, że jest mi
niezmiernie przykro z powodu tego, co go spotkało.
Zielonookiej więcej
informacji nie było potrzeba. Sama widziała, że ojcu jej ukochanego
rzeczywiście było przykro. Że zależało mu, aby jego jedyny syn przebaczył mu i
się z nim pogodził. By relacje między nimi powróciły do normalnego stanu
rzeczy. Widziała, że Minato dręczyły wypowiedziane wyrzuty i to, jak Naruto się
do niego odnosił. Sakura po chwili zasalutowała, odwróciła się i wyszła z
biura, pozostawiając Yondaime z jego własnymi myślami.
* * *
Blondyn siedział na
trawie oparty plecami o przewalony pień. Na jego udzie swój łeb opierał
pomarańczowy lis o dziewięciu puszystych ogonach, wielkością zbliżony do
dorosłego dużego psa. Chłopak przez cały czas delikatnie drapał swojego „pupila”
po karku, jednocześnie zastanawiając się nad dość dziwnym zachowaniem
najstarszego demona we wszechświecie. Co prawda wiedział już od bardzo dawna,
że Kyuubi po dwóch tysiącach lat mordów i bestialstwa wobec ludzkości w końcu
przeszedł na stronę dobra, to wciąż czymś był z jego strony zaskakiwany. Tym
razem dowiedział się, że z demona był pieszczoch, jakich mało, a który nigdy
nie miał dosyć przyjemnego łaskotania za uchem.
Naruto uśmiechnął się,
gdy lis ponownie zamruczał, lecz w chwili następnej mina mu zrzedła. Chłopak
bowiem wyczuł zbliżające się w jego kierunku znaczne skupisko chakry. Od razu
je rozpoznał i odetchnął z wyczuwalna ulgą. To była zielonooka piękność, w
której zawsze się kochał. Gdy kilka minut później pojawiła się na skraju lasu,
szybko ukrył twarz pod maską, a Kyuubi zerwał się na cztery łapy i począł na
nią warczeć. Jego dziewięć ogonów stanęło dęba, zupełnie jakby szykował się do
ataku.
Uzumaki momentalnie
wstał na równe nogi.
- Spokój! – Powiedział
zdziwiony zachowaniem lisa. Ten na niego spojrzał, a czując na sobie srogi
wzrok Jinchuuriki, zamilkł i podkulił ogony.
- Przepraszam. – Mruknął demon, jeszcze raz spojrzał w
przestraszone oczy Haruno, po czym zniknął w chmurze czerwonego dymu, który
dokładnie go pokrył. Miedzy dwudziestolatkami zapanowała martwa cisza. Naruto delikatnie
się uśmiechał, widział, jak zmieniał się wyraz twarzy stojącej nieopodal niego
kunoichi. Z przestraszonego na zaskoczony i wkrótce niedowierzający. Świadczyły
o tym jej szeroko otwarte oczy. Minęło jeszcze trochę czasu, nim Haruno
odzyskała władzę nad językiem, który ugrzązł jej za zębami.
- Na-Naruto…
- Pewnie zastanawiasz
się, jakim cudem widziałaś Kyuubi no Kitsune stojącego tuż koło mnie, tak jak
Akamaru zwykł stać tuż koło tego pchlarza, Kiby? Przyznaję, nigdy o tym nikomu
nie wspominałem, ale podpisałem z demonem pewien pakt. – Jounin wyjaśnił po
krótce zaistniałą sytuację.
- P-pakt? – Sakura wymamrotała
pytanie cały czas odczuwając skutki szoku.
- Tak. – Blondyn
podszedł do jeziorka z rękoma skrzyżowanymi na piersi. – To miało pozostać w
tajemnicy na specjalną okazję. Na kolejne spotkanie z moim… ojcem. Ale jak
widać, przeliczyłem się i nie wziąłem pod uwagę kilku innych spraw. Chociażby,
takich jak spotkanie kogokolwiek w tej okolicy. Myślałem, że tu w spokoju będę
mógł kontemplować. – Naruto przerwał monolog i spojrzał w kierunku zielonookiej
dziewczyny, która wyglądała, jakby nie wiele zrozumiała z tego, co usłyszała.
Po głowie krążyło jej kilka pytań, lecz na razie nie zamierzała ich zadawać,
gdyż miała inne zadanie do wykonania.
- A właśnie… – Po
chwili milczenia, Naruto ponownie zabrał głos. – …Przepraszam Cię za dziwne
zachowanie mojego demona. Nie wiem, co mu się stało, ale się tego dowiem.
Potem. Tym czasem, co się stało?
- Hę? A co miało się
stać?
- Nooo… ja się
pokłóciłem z „nowym” Hokage i wszyscy moi przyjaciele odwrócili się ode mnie z
Tobą na czele. – Chłopak zrobił chwilową przerwę, by słuchająca go dziewczyna
wszystko sobie poukładała. – Po tamtym incydencie rzadko ze sobą rozmawiamy,
rzadko w ogóle Cię widuję i tu nagle wyczuwam twoją chakrę. Jakoś nie chce mi
się wierzyć, że sama z siebie zaczęłaś mnie szukać, choć to bardzo możliwe, ale
jednak coś innego o tym zadecydowało. I tu się nasuwa moje pytanie…
- Hokage-sama mnie
przysłał. – Przerwała mu.
- Wiedziałem.
Naruto parsknął, po
czym zaczął iść w jej stronę, a gdy był już bardzo blisko, przystanął. Patrząc
Sakurze głęboko w soczyście zielone oczy, po chwili wykonał ruch, jakiego ona
by się nie spodziewała. Chłopak zdjął maskę zasłaniającą jego twarz, nachylił
się i pocałował kunoichi… w nos. Zielonooka stała jak wryta. Dotyk ciepłych
warg blondyna sprawił, że poczuła przyjemny dreszczyk emocji na karku i całej
długości pleców. Taki stan rzeczy zawsze strasznie się jej podobał. To ją po
prostu podniecało. I tym razem poczuła dziwnie znajome motylki w okolicy podbrzusza.
Dziewczyna otrząsnęła
się dopiero, gdy dotarł do niej obraz, gdzie stojący przed nią chłopak na
powrót zasłonił swoją twarz ceramiczną maską w kształcie lisiego pyska, by
chwilę później odwrócić się i odejść w stronę wodospadu. Odległość, jaka obojga
dzieliła była nie wielka, co pozwalało na prowadzenie swobodnej rozmowy, bez
zbędnego podnoszenia głosu:
- Więc, moja droga,
czego Hokage ode mnie chce? – Uzumaki po chwili wsłuchiwania się w kojący nerwy
szum wody, odezwał się bez odwracania się do różowowłosej.
- Mina… znaczy,
Yondaime-sama prosił mnie, abym przekazała Ci, że jest mu bardzo przykro z
powodu tego, co cię kiedyś spotkało. Sądzę, że chciał również, abym przekonała
cię do ponownego spotkania z nim. – Odparła.
Naruto milczał.
Delikatny wiatr niosący ze sobą mokrą bryzę, poruszał i zwilżał jego niedbale
ułożone włosy. Jounin zastygł w bezruchu. Czuł jak jego serce w szybkim tempie
zalewała fala goryczy. Czemu? Ponieważ miał nadzieję na usłyszenie przeprosin
padających bezpośrednio z ust swojego ojca. Ale nieee… Mężczyzna perfidnie
wysłużył się młodą bogu ducha winną kunoichi, która tak naprawdę nie powinna
się do tego wszystkiego mieszać.
- Sakura-chan, dziękuję
za twoją próbę złagodzenia tego konfliktu. Mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi
to, co teraz zrobię. – Naruto powiedział tajemniczo i nagle zniknął medyczce z
pola widzenia, by moment później pojawić się tuż za nią. Dziewczyna sekundę
potem poczuła na karku nie za mocne uderzenie, które w oka mgnieniu pozbawiło
ją przytomności. Przed upadkiem uchroniły ją silne ramiona blondyna.
- Przepraszam. – Szepnął
Uzumaki.
* * *
- Wiesz, że to było bardzo nie czyste zagranie z twojej strony?
- Wiem, ale tylko w ten sposób mogłem być pewny, że Sakura nie będzie
próbowała mnie powstrzymać. Po za tym, nie chciałbym, aby brała jakikolwiek
udział w tym, co się niebawem wydarzy. – Blondyn odparł w myślach stojąc w
zaciemnionym pokoju nad łóżkiem, gdzie pod kocem smacznie sobie spała różowowłosa
uczennica Tsunade. – A tak w ogóle, Kurama…
Czemu tam na polanie na nią zawarczałeś??
- Ponieważ odwróciła się od ciebie, jak reszta twoich znajomych zaraz
po tej kłótni z Namikaze i martwiłem się, że przyszła ponownie cię strofować. Dobrze
wiesz, że podzielam wszystkie twoje uczucia wobec twojego ojca. –
Odparł demon. – Zwłaszcza, jeśli
chodzi o twoje dzieciństwo, które dobrze wiemy, jak wyglądało.
- Dzięki, Kyuu.
Chłopak uśmiechnął się
pod maską, po czym otworzył szafę, z której wyciągnął czarny płaszcz z szerokim
kapturem. Ubrany, jak pospolity członek elitarnych oddziałów ANBU, po chwili złożył
przed sobą dłonie i zniknął w chmurce szaro-białego dymu.
* * *
Minato tonął pod stertą
najróżniejszych papierzysk, jakie zostawiła po sobie Tsunade. Gdy tylko na
powrót przejął stanowisko Hokage, liczne raporty i inne akta czekające na uzupełnienie,
zwaliły się na niego niczym lawina. Mężczyzna właśnie przeklinał pod nosem
swoją poprzedniczkę, gdy niespodziewanie tuż przed jego biurkiem w chmurze
biało-szarego dymu zmaterializował się jakiś shinobi w masce ANBU. Tak go to
wystraszyło, że niekontrolowanym ruchem dłoni zawadził o kubek z kawą, która
rozlała się na akurat wypełniane dokumenty:
- Cholera jasna! – Zbulwersował
się. – A już kończyłem…
Minato wykrzywił twarz
w grymasie zmęczenia, po czym by się uspokoić, odczekał chwilę pocierając
skronie kolistymi ruchami dłoni. Kiedy opanował nerwy, ukrył twarz w dłoniach
opierając łokcie na blacie biurka.
Tym czasem shinobi,
który zjawił się u Hokage, podszedł do ściany zaraz koło drzwi wejściowych i
oparł się o nią plecami z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Patrzył na Yondaime z
mieszaniną kpiny i perfidnego szyderstwa wymalowanych na twarzy ukrytej pod
ceramiczną maską. Naruto zastanawiał się, czy jego ojciec wie, że pod
przebraniem ANBU kryje się jego pierworodny.
- Powiedz coś, to się tego dowiemy.
- Bądź cicho przez chwilę. Myślę. – Odparł, po czym bezgłośnie wyciągnął
kunai, by następnie zacząć się nim bawić. Okręcając sztylet wokół palca
wskazującego lewej ręki, rozmyślał jak rozegrać wszystko, aby nikt za bardzo
nie ucierpiał. Nie minęła minuta, kiedy do głowy napłynęła mu szatańska myśl.
Chłopak odczekawszy kolejnych kilka minut, w końcu się odezwał:
- Hokage-sama, z
przykrością melduję, że twój syn… nie żyje.
Namikaze momentalnie
odsłonił bladą twarz i spojrzał z szokiem na swojego gościa.
- Co takiego!? Jak to…
nie żyje!?
- Cóż, jak widać nic o tobie nie wie.
- Masz rację. Nic nie wie. – Naruto odparł w myślach, po czym
normalnym już głosem odpowiedział na zadane mu pytanie, oczywiście zachowując
powagę sytuacji, jaką sam stworzył. – Normalnie. Po zadaniu ciosu prosto w
serce, wyzionął ducha.
Twarz biednego Minato
zbladła jeszcze bardziej. Mężczyźnie zaraz napłynęły do głowy setki
najróżniejszych negatywnych myśli, ręce zaczęli mu się trząść, a oczy zaszły
mgłą. W jednej chwili poczuł zalewające go… Rozpacz. Naruto w końcu był dla niego najważniejszą osobą na tym
świecie. Tracąc go, stracił sens życia, sens swojego istnienia. Ból. Utrata jedynego dziecka zawsze
była ciosem, który przekreślał wszelkie plany na przyszłość. Wyrzuty
sumienia. Naruto cierpiał całe życie z powody zapieczętowania w nim demona
o dziewięciu ogonach, którego zaserwował mu jego własny ojciec, który z kolei
po wszystkim najzwyczajniej w świecie… porzucił go na całe dwadzieścia lat. I smutek, że nie zdążył pogodzić się ze
swoim synem. Czwartemu poleciały łzy z oczu. W umyśle kłębiła mu się
nieposkromiona chęć zmienienia czasu.
TO BE CONTINUED...
Słowniczek:
Kizuna (jap.) - Więzi
Tekii (jap.) - Wrogość
Hmm, historia gdy Minato się zjawia po tylu latach. Ale mu Naruto dał do wiwatu. Opowiadanie zapowiada się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńTo jest.. niesamowite. Tylko tyle mogę od siebie dać, bo zabrakło mi po prostu słów. Tak świetnie rozpisałeś tą fabułę, wszystkie rozmowy, uczucia, emocje. Dodatkowym plusem jest NaruSaku, moja ukochana para. I jeszcze upozorowana śmierć blondyna. Nic, tylko czytać i zostawiać komentarze. Oczywiście, czekam z niecierpliwością na kolejny chapterek. Pozdrawiam, Nati ;)
OdpowiedzUsuńPS. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale 'zareklamowałam' troszkę twojego bloga u siebie. Jakie jest moje wytłumaczenie? Bo uważam, że każdy powinien go przeczytać, a gdy już to zrobi, zostanie na dłużej!
Bardzo interesujące, jestem bardzo ciekawy jak potoczą się losy Naruto.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Naruto zerwie z Sakurą i znajdzie inteligentniejszą dziewczynę, najlepiej wymyśloną przez ciebie.
Życzę duuuużo weny!!!!!
Zapowiada się świetna fabuła... podoba mi się że także jest paring NaruSaku. Czekam cierpliwie na oby szybki next. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńhistoria zapowiada się bardzo ciekawie, Minato pojawia się po wielu latach.. no i dobrze, że Naruto dał mu do wiwatu (choć osobiście bym chciała poznać jak to się stało, że powrócił, chociaż jakaś mała wzmianka). Dość interesujące jest to, że wszyscy przyjaciele się od niego odwrócili... Podobał mi się Kyuubi, który stanął w obronie Naruto jak się Sakura pojawiła... i to jak potulnie się zachowała widząc srogi wzrok Naruto... Ciekawe co planuje, czyżby odejście z wioski? Choć trochę mi się na końcu zrobiło smutno Minato, przecież powiedział mu, że Naruto zginął... No nic pozostaje mi czekać na druga część....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia