sobota, 24 marca 2012

Kitsune no Komichi - Chapter IV

Dziedziniec przed pałacem Lorda Feudalnego kraju Śniegu to wielki plac o powierzchni przekraczającej dwa tysiące metrów kwadratowych. Dokładne oczyszczenie go ze śniegu, przeciętnemu człowiekowi zajęło by z tydzień, pod warunkiem, że w tym czasie nie spadłaby nowa warstwa białego puchu. Lecz jeśli takie zadanie zleci się komuś innemu, komuś niezwykłemu… ze zdolnościami shinobi, to cały proces zajmuje zaledwie kilka godzin. I tak też się stało. Kamienne płyty ułożone w równych rzędach tak by tworzyły czworobok, w dwie godziny od rozpoczęcia prac były suche i czyste, ale jak na złość, dokładnie trzydzieści minut później matka natura postanowiła udekorować krajobraz nowym dywanem białego puchu.
- To chyba jakiś żart!
Burknął Naruto czując na rozgrzanej twarzy dotyk mokrych płatków spadających z nieba w licznym gronie. Siedząc z ponurą miną na pierwszym ze stopni szerokich schodów prowadzących ku wejściu do pałacu Lorda Feudalnego, wzrok utkwiony miał gdzieś daleko przed sobą w bliżej nieokreślonym punkcie.
~ ~ ~ ~

Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, pozwolił płynąć łzom szerokim strumieniem. Osunął się po ścianie i schował twarz w kolanach przysuniętych do klatki piersiowej. Po głowie cały czas krążyły mu te krzywdzące słowa, jakie usłyszał z ust Starszyzny i praktyczny brak słów protestu ze strony ojca. Otōsan już mnie nie kocha!? – Pomyślał w przypływie rozpaczy. – Jeszcze nie zostałem geninem, a już stanowię zagrożenie!? Zwłaszcza, że Kyuubi od dawna nikomu nie dał powodów, by mnie zaraz skreślać! Widać, że mnie tu nie chcą…
Dwunastolatek wytarł twarz rękawem dresowej bluzy, po czym przeszedł do sypialni. Rzucił na łóżko plecak, schował do niego parę ubrań, kilka drogich mu pamiątek, obejrzał całe pomieszczenie raz jeszcze i wyszedł na korytarz. Skierował się do sypialni ojca. Patrząc przez chwilę na zdjęcie w ramce, stojące na blacie biurka, zaraz je zabrał i spakował do reszty rzeczy. Podkradł trochę broni z osobistego schowka Minato, po czym opuścił pokój, przeszedł do salonu i usiadł na kanapie.
- Dlaczego ja?? Czym zawiniłem?? Otōsan tyle razy dawał dowody swej miłości do mnie, a dziś nawet nie zaprotestował, gdy powiedziano mu, że zamierzają mnie zabić! – Rozmyślał Naruto. – Te wszystkie lata spędzone razem… Czy to było tylko na pokaz!? Dla zapewnienia, że nic mi nie grozi!? Phi! Nie doczekanie!
Młody Namikaze nie spostrzegł się, kiedy minęło dostatecznie dużo czasu, by za oknem zrobiło się już ciemno. Zarzuciwszy plecak na ramiona, chłopak omiótł smutnym spojrzeniem pomieszczenie, po czym wyszedł na zewnątrz i unikając kontaktu z kimkolwiek, szybko przemknął pod bramę. Korzystając z chwilowej nieuwagi strażników wymknął się z wioski. Nie odwracając się, westchnął przeciągle i ruszył przed siebie.
~ ~ ~ ~
Blondyn poczuł mocniejsze szturchnięcie w ramię i dopiero to obudziło go z transu w jaki popadł. Podniósłszy zamyślony wzrok do góry, momentalnie dostrzegł serdeczny uśmiech, w jakim wykrzywione były usta dwudziestoletniej panny Tatsuyi.
- I co? – Spytał nieobecnym tonem.
- Znasz go… jak zwykle wykręcił się brakiem ludzi. Ale tak na zapas, zrobiłam mu taką awanturę, że aż przywiało do nas jego osobistą ochronę z bronią w dłoniach, gotową do walki. Żebyś ty widział ich miny, gdy się okazało, że to byłam tylko ja.
Odparła stojąca nad nim Saori. Naruto patrzył na nią przez dłuższą chwilę, lecz zaraz z powrotem przeniósł wzrok na ziemie. Wspomnienie z przed lat, jakie przywołał przed oczy sprawiło, że mieszkaniec jego duszy zapragnął poznać powód dla którego chłopak wciąż wspominał przeszłość:
- Naruto… Obiecałeś, że nie będziesz już wracał myślami do tamtych dni.
- Tak wiem, ale jednak to jest silniejsze ode mnie. Przepraszam.
Demon milczał.
- Kyuu?
- Nie musisz za nic przepraszać. Doskonale rozumiem twoje uczucia. Ale od razu nasuwa mi się pytanie… Czy zamierzasz w najbliższym czasie odwiedzić Konoha? – Spytał lis.
- Niby skąd ten pomysł!?
- Bo nie byłeś tam już dobrych osiem lat i pomyślałem, że może dobrze byłoby sprawdzić, co słychać u twoich dawnych przyjaciół, hm? – Demon podsunął pomysł na spędzenie kilkunastu kolejnych dni.
- A może ja nie chce nikogo z nich widzieć? Tutaj jest mi dobrze. Mam tu nowych przyjaciół, którzy bez zbędnego marudzenia zaakceptowali to, kim jestem. Tutaj z jakiegoś względu nikomu nie przeszkadza, że we mnie tkwisz. – Odparł Naruto, jak zwykle w myślach, gdy prowadził rozmowy z mieszkańcem swojej duszy, po czym spojrzał na stojących obok Saori i Toichiego. Rozmawiali o czymś, śmiejąc się co jakiś czas. Blondyn nie słuchał ich. Jego uszy w tym momencie zajęte były wyłapywaniem z otoczenia zupełnie innych dźwięków. Odgłosów, jakich nasłuchiwał pod czas swojej ucieczki.
~ ~ ~ ~
Minęły trzy dni, odkąd blondwłosy dwunastolatek opuścił rodzinną wioskę nie pożegnawszy się z ojcem, którego niedawno zdążył znienawidzić. Święcie przekonany, że nikt specjalnie nie przejął się jego zniknięciem, po przekroczeniu granic kraju Ognia, pierwszym poważniejszym postojem była wioska Ukrytej Trawy. Jako, że w Akademii dopiero co opanował technikę przemiany, to właśnie to jutsu pozwoliło mu bez przeszkód poruszać się po obcym sobie terenie. Pieniądze, które znalazł w domu, teraz posłużyły do kupna prowiantu na kilka najbliższych dni i opłacenie noclegu.
Naruto wykończony podróżą bez postojów po drodze, gdy zamknął za sobą drzwi wynajętego pokoiku, dezaktywował Henge no Jutsu i padł bez przytomności na miękki materac. Następnego dnia, zaraz po uregulowaniu rachunku, pod postacią kilka lat starszego chłopaka szybko opuścił teren wioski Ukrytej Trawy i ruszył w dalszą drogę. Po paru godzinach mozolnych skoków z drzewa na drzewo, odczuwając burczenie w brzuchu, blondyn zrobił postój pośród dzikiej roślinności. Właśnie miał zabierać się za konsumpcję kupionego wcześniej jabłka, gdy do jego uszu doleciały odgłosy krzyków i śmiechów. Naruto momentalnie zostawił dobytek pod drzewem, przykrył go kilkoma gałęziami, chwycił kunai w dłoń i ruszył w kierunku usłyszanych dźwięków.
Wyglądając z nad krzaka za którym się chował, po drugiej stronie niewielkiej polany dostrzegł grupkę mężczyzn i kilka namiotów. Niby nic niezwykłego, nic niepokojącego… ale co się Naruto nie spodobało, to krzyk młodej dziewczyny. Z jednego z namiotów wydobywał się stłumiony protest ogłaszany lekko drżącym głosem. Blondyn rozmyślając chwilę, czy powinien się wtrącić i sprawdzić kim ona jest, i czy nie potrzebuje pomocy, a może nic nie robić, bo przecież ma na karku pościg z Konoha, w końcu zamknął powieki i popadł w głęboką zadumę. Po rozmowie z demonem trwającej zaledwie kilka minut, gdy na powrót otworzył oczy, jego źrenice były niemalże pionowymi kreskami o tęczówkach koloru krwistej czerwieni. Namikaze czując nagły przypływ nieokiełznanej mocy, dopiero po chwili zorientował się, że całe jego ciało otaczają liczne mniejsze i większe bąbelki czerwonej chakry tworzące swego rodzaju nieprzeniknioną powłokę ochronną. Spojrzawszy w stronę obcego sobie obozowiska, a zaraz potem w słońce górujące nad nim, chwycił za kunai i wyskoczył z ukrycia. W błyskawicznym tempie przemierzył całą szerokość pustego skrawka ziemi w sercu lasów kraju Trawy i niezauważalnie podszedł do niczego nie spodziewających się oprychów. Rzuciwszy trzymanym sztyletem w plecy jednego, nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować, posłał w powietrze jeszcze kilka shurikenów i po chwili na środku obozowiska leżało już sześć trupów. Ktoś krzyknął i z wnętrza białych namiotów wyskoczyło szybko dziesięciu nowych drabów. Naruto zlustrował ich spokojnym spojrzeniem, po czym w mgnieniu oka podskoczył do pierwszych dwóch i gołą ręką z wyprostowanymi palcami jednego przebił na wylot, a drugiemu wyszarpnął kawał mięcha z boku. Kolejnego ciosem w podbrzusze wysłał daleko w otaczający polanę las. Gdy chłopak się wyprostował, pozostała siódemka mężczyzn rzuciła się na niego z bronią w ręku i z bojowymi okrzykami na ustach.
~ ~ ~ ~
Naruto szedł powolnym krokiem po przez wioskę. Wciąż padający śnieg w żaden sposób nie przeszkodził mu w rozmyślaniach nad swoją przeszłością. Tamten dzień był pierwszym, w którym blondyn zasmakował czystej żądzy mordu. Metaliczny zapach krwi wdarł mu się głęboko w nozdrza i dodatkowo pobudził drzemiącą w nim potęgę, która teraz przy każdej sposobności rwała się do walki z swym makabrycznym zapleczem.
- Coś się stało, Naruto-kun?
Tuż koło blondyn pojawiła się jego nieodłączna towarzyszka i przyjaciółka, Saori. Dziewczyna przyglądając się od dłuższej chwili młodemu shinobi Ukrytego Śniegu, gdy ten po raz któryś nie zareagował na jej nawoływania, porządnie zaniepokoiła się jego stanem.
- Nie. –  W końcu odparł krótko, ale zaraz dodał. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Brunetka rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Momentalnie zalała ją fala wspomnień z przed ośmiu lat, gdy to grupka zamaskowanych rabusiów porwała ją dla okupu. Pan Tatsuya wtedy poruszył niebo i ziemie by zorganizować pieniądze, lecz nim doszło do transakcji, jego jedyna, najukochańszą córka została już odbita.
- Oj tak, pamiętam. – Saori uśmiechnęła się promiennie. – Dlaczego pytasz?
- A tak jakoś… zachciało mi się powspominać stare dzieje.
- Rozumiem. Masz może na myśli jakieś konkretniejsze fakty?
- Być może. – Naruto odwzajemnił uśmiech.
~ ~ ~ ~
W kraju gdzie przez większą cześć roku panuje śnieżna aura, pojęcie wiosny jest prawie nie znane. Jedenaście miesięcy koszmarnie zimnych temperatur sprawiło, iż ludzie tam mieszkający całkowicie zapomnieli o jedynym miesiącu, kiedy wszystko topnieje by zaraz pokryć się głębokimi odcieniami zieleni.
Szesnastoletni blondyn stał po środku niewielkiej polany w pozycji obronnej z uniesioną kataną, rękojeść miecza przyciskając do piersi. Jego oczy zasłaniała materiałowa opaska. Na początku był nieco spanikowany, gdyż kompletnie nic nie widział. Lecz kilka godzin polegania jedynie na własnym zmyśle słuchu zmotywowało go do prób patrzenia na świat z nieco innej perspektywy. Tak jak ten świat odbierają ludzie niewidomi.
Kilkaset metrów od Naruto stała Saori. Ubrana była w kremowo-zielone kimono sięgające stóp z wyszytymi na nim kwiatami. Jej pierś, plecy i prawy bark dodatkowo zasłaniała ciemnozielona, sztywna zbroja spięta razem linkami i rzemieniami. Na prawym boku swobodnie dyndał kołczan z pękiem pierzastych strzał w środku. Na lewym boku uczepiony miała krótki miecz jednosieczny, wakizashi. Prawą dłoń i nadgarstek zasłaniała skórzana rękawiczka, w lewej zaś dzierżyła yumi[1]. Zadaniem panny Tatsuyi było wprowadzenie niewielkiego utrudnienia w treningu przyjaciela, jak i doskonalenie własnych umiejętności w strzeleniu do ruchomego obiektu. Gdy dnia poprzedniego Naruto poprosił, by mu pomogła w treningu i pokrótce wyjaśnił, jakie będzie miała zadanie, fioletowooka z początku protestowała z obawy zranienia przyjaciela, lecz po kilkunastu minutach zapewnień, że wszystko będzie dobrze, zgodziła się.
Dziewczyna oddychała spokojnie wyciszając wszystkie myśli i skupiając całą swoją uwagę na, jak najlepszym wykonaniu powierzonej jej misji. Podeszła do niewielkiej linii narysowanej na ziemi, ustawiła się bokiem do celu i stanęła w szerokim rozkroku, tak iż jej ciało przybrało kształt litery A. Następnie przytrzymała cięciwę prawą ręką, potem starannie umieściła lewą na uchwycie. Uniosła łuk nad głowę, dłuższy od siebie, i przygotowała się do naciągnięcia. Czując delikatny wiatr we włosach, po chwili opuściła go z cięciwą naciągniętą przy policzku i strzałą na wysokości oka. Stojąc w takiej pozycji, po kilku minutach ręce zaczęły jej drżeć. Zaczęła odczuwać zmęczenie mięśni. Coś nie pozwalało jej na oddanie tego strzału. Jej oddech z miarowego przerodził się w gwałtowniejszy, nie spokojny. Wzrok miała wlepiony w młodego Namikaze czekającego na atak. Saori wiedząc, że długo już tak nie wytrzyma, jednym płynnym ruchem naciągnęła cięciwę do końca; strzała zaś pomknęła ze świstem.
Naruto słysząc głuchy szmer lotek przecinających powietrze, w odpowiedzi zamachnął się i w mgnieniu oka poczuł uderzenie w pierś o średniej sile. Wytrącony z równowagi padł jak kłoda na plecy wydając z ust jęk bólu. Nie ruszając się, wypuścił z rąk kurczowo trzymany miecz, po czym zdjął opaskę. Patrząc prosto przed siebie na białe chmurki powoli przesuwające się po błękitnym niebie, gdy przekręcił głowę w bok momentalnie poczuł przeszywający ból w okolicy prawego barku. Z piersi sterczała mu długa na pół metra drewniana strzała zakończona trzema ptasimi piórami. Jej drugi koniec zakończony stalowym grotem tkwił głęboko w ranie.
~ ~ ~ ~
Naruto skrzywił się boleśnie na wspomnienie tamtych wydarzeń i bezwiednie chwycił się lewą ręką za prawy bark. Dopiero tamtego dnia zrozumiał, w jak wielkim błędzie był. Zrozumiał, że obrona przed atakiem wyszkolonego łucznika wcale nie jest taka prosta, jak myślał. Aby się obronić przed podobnym atakiem, potrzebna jest niezwykła sprawność fizyczna i refleks.
- Wiesz Kyuu… Choć minęły już cztery lata, to ja po dziś dzień nie wiem, jakim sposobem wtedy nie udało mi się sparować tego ataku??
- Brak doświadczenia, Młody.
- Tak, tylko że…
- Już ci to mówiłem, Naruto, ale się powtórzę. By odbić strzałę lecącą prosto na ciebie, potrzebna jest bezgraniczna koncentracja i odpowiednio rozwinięty refleks. Tamtego dnia dopiero zaczynałeś tego typu trening, wiec było niemożliwością byś za pierwszym razem sparował taki atak.
- Taaa. – Chłopak spojrzał w niebo. – To było dość bolesne doświadczenie.
- Ale za to jakie pouczające! – Zaśmiał się lis.





[1] Yumi – japoński łuk, wyjątkowo długi (powyżej dwóch metrów), przewyższający wysokość łucznika.

sobota, 10 marca 2012

Kitsune no Komichi - Chapter III


Ciepła woda swobodnie spływała po jego umięśnionym torsie, przy okazji kojąc wszelkie zmysły swym niezwykle przyjemnym dotykiem. Chłopak stał oparty plecami o zimne kafelki kabiny prysznicowej. Rozmyślając intensywnie o przeszłości i wszystkim tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich ośmiu lat, gdy w łazience rozległ się delikatny stukot w drewniane obramowanie drzwi, Naruto momentalnie powrócił umysłem do rzeczywistości. Patrząc z pod lekko przymrużonych powiek na swoje niewyraźne odbicie w pofalowanej osłonie kabiny, jeszcze przez chwilę pozwolił ciepłym kroplom gładzić muskulaturę swojego ciała, by po chwili w końcu zakręcić kran. Namikaze dokładnie wytarł górną część ciała łącznie z głową, po czym opatulił ręcznikiem dolną i wyszedł. Na korytarzu, z rękoma założonymi na piersi, już czekała na niego młoda kunoichi o kasztanowych włosach związanych z tyłu głowy w niewielki kuc.
- Coś się stało? – Spytał.
- Czy to ty wysłałeś MOJĄ roślinkę na tamten świat??
Jedno spojrzenie w filetowe tęczówki dziewczyny wystarczyło, aby Naruto domyślił się, że to on jest pierwszym podejrzanym w wyżej wymienionej sprawie. Dlatego zaraz popadł w zadumę, jednocześnie udając, że nie wie, o co może jej chodzić. Przymknąwszy powieki, chłopak oparł dłonie na biodrach i wypiął gołą klatkę piersiową do przodu. Stojąca przed nim brunetka westchnęła przeciągle z wyraźnie słyszalnym zachwytem, a usta blondyna wykrzywiły się w chytrym uśmieszku:
- Wiesz Saori… – Naruto wyminął ją i podszedł do drzwi swojego pokoju. – …tak to ja, ale skoro tak lubiłaś ten kwiatek, to Ci go odkupię. – Po czym szybciutko zniknął jej z oczu.
Fioletowooka słysząc słowa blondyna zacisnęła gniewnie pięści, lecz gdy się odwróciła z zamiarem „pobicia” przyjaciela, jego tam już nie było. Zawiedziona, przywoławszy przed oczy obraz boskiej figury młodego shinobi momentalnie złagodniała, wręcz spotulniała. Gdy panna Tatsuya w końcu się oddaliła, Naruto stojący pod drzwiami, podszedł do łóżka, po czym pozwolił aby ręcznik zasłaniający jego dolą część ciała swobodnie spadł na podłogę. Nie przejmując się ewentualnymi, wścibskimi podglądaczami, z gracją podszedł do szafy i dokładnie wszystko oglądając, po chwili stał ubrany w czarne buty shinobi, dokładnie kryjące całą stopę wraz z kostką; czarne spodnie i bluzę wykonane z grubego, lecz bardzo lekkiego i niezwykle wytrzymałego materiału wzbogaconego chakrą jego stwórcy oraz ciemno-pomarańczową kamizelkę Jounina, wykonaną na specjalne zamówienie Lorda Feudalnego Kraju Śniegu. Na czole przewiązał czarną opaskę z symbolem Yuki Gakure no Sato, której wizerunek przedstawiały trzy śnieżne płatki, a na plecach zawiesił lakierowaną saya z mieczem w środku. Zebrawszy jeszcze shurikeny i kunaie leżące na blacie biurka, zarzucił kremowy płaszcz na ramiona, wyszedł z pomieszczenia i powiódł swe kroki ku schodom.
Wychodząc z budynku, młody Namikaze natknął się na drugiego członka swojej drużyny rozpoznania taktycznego. Toichi Hayata był jednym z niewielu ludzi, którym blondyn bezgranicznie ufał. Mówiono nawet, że obaj bez mrugnięcia okiem oddaliby za siebie życie, lecz ile było w tym prawdy? Tego nikt nie wiedział, no… chyba, że oni sami. Chłopak miał białe włosy, długością podobne do tych, jakie nosił Neji Hyuuga. Piwne spojrzenie jego tęczówek wszystkim dookoła mówiło, że lepiej z nim nie zadzierać. Jednak Naruto na tyle już poznał tego młodzieńca, iż wiedział, że chłopak nie skrzywdziłby muchy. Za jego broń, tak jak u większości shinobi, robiły liczne kunaie i shurikeny, ale jego podstawową bronią jakiej używał w walce były dwa miecze. Jeden, krótszy spoczywał przy jego lewym boku, drugi zaś dłuższy przyczepiony miał do pleców, dokładnie w takiej samej pozycji, co broń blondyna. W chwili obecnej ubrany był w kremowego koloru płaszcz z szerokim kapturem na głowie.
- Co nowego? – Spytał Naruto mijając go, przy jednoczesnym ruchu zakrywania głowy i twarzy pod szerokim wnętrzem kaptura swojego płaszcza.
Białowłosy w pierwszym momencie nic nie odpowiedział, tylko podążył w ślad za przyjacielem, a gdy obaj przedzierali się przez wysokie do pasa zaspy śnieżne leżące na uliczkach miasta, nagle walnął się w czoło otartą dłonią:
- Isamu Tatsuya zleca nam nowe zadanie.
- Co tym razem? – Blondyn spytał ponurym tonem. – Znowu mamy chronić jego kuzyna przed lepkimi łapami swoich wierzycieli!?
- Nie, na szczęście nie, choć to zadanie nie jest lepsze.
Namikaze w tym momencie stanął i spojrzał z pod kaptura na Hayate. Wymowne spojrzenie jego błękitnych tęczówek powiedziało brązowookiemu, że jeśli szybko nie wyjawi tej tajemnicy, to marny jego los.
- Mamy odśnieżyć plac przed pałacem.
- ŻE CO!?
Krzyk Naruto zwrócił na niego spojrzenia wszystkich przechodniów, którzy stanęli na chwilę w pauzie idealnego zgrania w czasie. Patrząc w kierunku rozmawiających shinobi, gdy ci nie odezwali się przez następnych dziesięć minut, jakby nigdy nic, wszyscy wrócili do swych poprzednich zajęć.
- Isamu-sama chce mieć we mnie wroga, czy jak!? – Zbulwersował się Naruto, wciąż patrząc przyjacielowi prosto w oczy. – Saori już wie?
- Jeszcze nie. – Toichi uśmiechnął się zadziornie.
* * *
Głowa bolała go niemiłosiernie. Czuł, jakby stado rozwydrzonych klonów Tsunade nad nim stało i wypominało mu, jakim to jest beznadziejnym przywódcą. Przykładając zimny okład do rozgrzanego czoła, Minato odchylił się do tyłu na swoim fotelu i rozluźnił spięte od rana mięśnie karku i pleców. Ilość wypitych procentów poprzedniego wieczoru dały się mężczyźnie we znaki.
- Może powinienem posłuchać senseia i w końcu wziąć się w garść?
Rozmyślał miętoląc w lewej dłoni pustą szklankę po sake. Widząc w jej ściankach nieco rozmazane odbicie potarganego, z podkrążonymi oczami blondyna… Namikaze zaczął na poważnie zastanawiać się nad poprawą swojego dotychczasowego życia. Odkąd zniknęła jego ostatnia, żywa i namacalna pamiątka po ukochanej żonie, Yondaime wielokrotnie lądował na izbie wytrzeźwień, a jego obowiązki jako Hokage, w tym czasie zazwyczaj po części przejmowała Sanninka, Tsunade.
Nagle rozległo się delikatne, acz stanowcze pukanie w drzwi. Minato podniósł wzrok i nim zdołał się odezwać, te niespodziewanie wyleciały z zawiasów pod ciosem zaciśniętej pięści blądwłosej medyczki.
- O wilku mowa.
Mężczyzna burknął pod nosem i jak tylko najlepiej potrafił, lecz z lekkim trudem, wstał z zajmowanego miejsca. Gdy się wyprostował, momentalnie poczuł zawrót głowy, lecz nie upadł. Jak przystało na porządnego shinobi, zachował równowagę i począł w duchu przygotowywać się na odparcie rychłego ataku ze strony nieoczekiwanego gościa.
- MINATO!!! – Wydarła się Tsunade. – KIEDY W KOŃCU ZBIERZESZ SIĘ DO KUPY I ZACZNIESZ NORMALNIE FUNKCJONOWAĆ!?
Kobieta storpedowała blondyna srogim spojrzeniem. Gdy ten po chwili nie udzielił wyczerpującej temat odpowiedzi, blondyna prychnęła wściekle, nabrała powietrza w płuca i już miała ponownie krzyknąć, ale przez okno do biura wskoczył białowłosy pustelnik:
- Przeszkadzam?
- Nie. – Minato odparł spokojnie.
- TAK!!! – Zaprotestowała Tsunade, lecz automatycznie została zignorowana.
Po kilkunastu bezowocnych próbach, nie mogąc w nijaki sposób wejść w rozmowę mistrza z uczniem, cała czerwona na twarzy, zaciskając gniewnie pięści szybko opuściła biuro. Gdy zniknęła, Minato i Jiraiya odetchnęli z wyraźną ulgą.
- Jeszcze raz… z czym do mnie przychodzisz, sensei?
- Wciąż szukam Naruto… – Sannin urwał widząc przygnębioną minę blondyna, lecz po chwili kontynuował zaczętą rozmowę. – …i tak się zastanawiałem, gdzie jeszcze mógł pójść?
- I do jakich wniosków doszedłeś??
- Yuki Gakure no Sato.
Minato momentalnie rozszerzyły się oczy, by zaraz zacząć gorączkowo czegoś szukać w szufladach swojego biurka. Przyglądający się mu Sannin, po chwili dostrzegł, jak Namikaze z ostatniej i największej szuflady wyciąga jakąś teczkę grubą na szerokość dłoni. Rzuciwszy ją na blat biurka, z charakterystycznym hukiem ciężkiej cegłówki, zaraz rozwiązał zamknięcie i począł przerzucać zawarte w niej papierzyska:
- Rzeczywiście, w ciągu tych ośmiu lat, shinobi Ukrytego Liścia wysyłani byli na poszukiwania we wszystkie możliwe zakątki globu, nawet za ocean, ale nie na to skute lodem pustkowie. Nie tam, gdzie w dzień temperatura utrzymuje się na poziomie piętnastu kresek poniżej zera, a w nocy spada do minus czterdziestu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się zaszyć w miejscu, gdzie prawie bez przerwy sypie biały puch. – Minato przypomniał sobie, jak to wydawał rozkazy poszczególnym grupom poszukiwawczym, w między czasie usiadłszy na fotelu. Patrząc z zacięciem w jakiś punkt przed sobą z miną wyrażającą głęboką zadumę, po chwili doznał olśnienia. Mężczyzna szybko poderwał się i podszedł do szafy stojącej w rogu pomieszczenia. Wyciągnąwszy z niej kolejną pokaźnych rozmiarów teczkę, powrócił na swoje stałe miejsce pracy.
- Czego szukasz? – Zainteresował się Jiraiya.
- Sprawdzam jakie drużyny mogłyby sprawdzić tamten rejon.
Yondaime odparł niedbale, nie odrywając wzroku od czytanych akt. Przerzuciwszy szybko wszystkie stronice, z niezadowoloną miną opadł ciężko na fotel. W jednej chwili, od momentu wpadnięcia zboczonego pustelnika, cały kac wywołany długotrwałym pijaństwem, niespodziewanie się ulotnił. Całe to zamieszanie z szukaniem kogokolwiek do prostej misji rozpoznawczej sprawiło, że blondyn od razu wytrzeźwiał.
- I co? – Spytał Jiraiya, tym samym przerywając przedłużającą się ciszę.
- Jak na złość, akurat nie mam nikogo wolnego.
Namikaze zrobił naburmuszoną minę i skrzyżował ramiona na piersi.
- A ci?? – Jiraiya wskazał teczkę leżącą na samym dnie wielkiego stosu papierzysk i najróżniejszych akt z danymi osobowymi shinobi Ukrytego Liścia. Minato usiadł prosto w fotelu i zaczął czytać. Po kilku minutach kiwania głową na znak zrozumienia, gdy spojrzał na datę utworzenia drużyny, zmrużył oczy i na powrót rozparł się w szerokim oparciu.
- Coś nie tak?
- Ta drużyna odpada.
- Niby dlaczego? – Zdziwił się pustelnik.
- Po pierwsze: Ponieważ powstała trzy dni temu. Po drugie: Brak im doświadczenia. Po trzecie… Mam dalej wyliczać?
- Nie musisz. – Sannin uśmiechnął się nieznacznie. – Ale skoro nie masz nikogo innego, a chcesz zbadać, czy Naruto przypadkiem tam nie ma, to musisz ich wysłać. Po za tym, taka misja dobrze im zrobi. Może nauczą się czegoś nowego?
Blondyn milczał. Wysłuchawszy dokładnie wszystkich argumentów swojego ex-mistrza, rozważywszy wszystkie za i przeciw, milczał jak grób jeszcze chwilę, po czym na niego spojrzał:
- Dobrze, sensei… Wygrałeś.
* * *
Tego ranka w Konoha spadł pierwszy śnieg zwiastujący zimne dnie i noce, uciechę dla dzieci i młodzieży jeszcze nie muszącej służyć obronie wioski oraz kilka długich miesięcy zmagań z pogodą. Pogodą czasem tak kapryśną, że aż niepodobną do klimatu panującego w kraju Ognia. Na jednym z pól treningowym jakich wiele w Konoha, powoli zaczęli schodzić się członkowie nowopowstałej drużyny trzynastej.
Od zachodu zbliżało się dwóch chłopców. Kichiro Horigoshi miał fioletowe, krótko strzyżone włosy i tego samego koloru oczy. Jego szeroki od ucha do ucha uśmiech widniejący na rozpromienionej twarzy, na ogół mówił wszystkim dookoła o bardzo sympatycznym i rozwrzeszczanym nastawieniu chłopaka do życia. Jego kompan, Masashi Satake, przeważnie zamknięty w sobie z ponurą miną chłopak, posiadał długie do ramion, brązowe włosy i również, tego samego koloru oczy.
Gdy trzydniowi genini dotarli w wyznaczone miejsce, na horyzoncie od wschodu pojawiła się ogniście pomarańczowo-włosa dziewczynka z grzywką nieco nachodzącą na oczy. Spojrzenie zielonych tęczówek oczu Mari Adachi mówiło samo za siebie… w tym momencie wielkie niezadowolenie od nich bijące, odstraszało wszelkich adoratorów na kilometr. Czemu adoratorów? Ponieważ kunoichi, jak na swój jeszcze młody wiek, już była jedną z najładniejszych dziewczyn wśród kolejnego młodego pokolenia przyszłych obrońców Konoha-Gakure no Sato.
- Ohayo. – Przywitała się, gdy tylko podeszła.
- Ohayo.
Odparł fioletowooki z szerokim uśmiechem. Jego kompan również się przywitał, lecz to powitanie było raczej podobne do burczenia w brzuchu głodnego tygrysa. Dziewczynka spojrzała na niego podejrzliwie, lecz po chwili uśmiechnęła się i odwróciła wzrok, byle tylko nie patrzeć na ponury wyraz jego twarzy. Po upływie godziny od momentu przybycia trójki geninów na umówiony trening, jedno z nich zaczęło głośno się zastanawiać:
- Co my tu właściwie robimy? – Spytał Kichiro drapiąc się w tył głowy.
- Mieliśmy w końcu poznać naszego Sensei wyznaczonego do szkolenia nas w najbliższych latach, ale coś mi się widzi, że będą z tego nici.
Odparł Masashi odrobinę filozofując przy jednoczesnym, skrupulatnym wyjaśnieniu zaistniałej sytuacji, ale tak, by jego przyjaciel wszystko mógł zrozumieć. Niestety, to co zainteresowało sprawcę całej dyskusji, również wywołało u niego napad histerycznego śmiechu połączonego z tarzaniem się po ziemi:
- A to dobre… widzi – nici!
Horigoshi wstając z ziemi powtórzył to, co go tak rozśmieszyło, lecz zaraz od ciosu w głowę ponownie padł twarzą w śnieg.
- Ty kretynie… to w ogóle nie było śmieszne!
Krzyknęła Mari mrużąc gniewnie oczy i zaciskając dłonie w pięści, przez co nawet Satake zareagował i odsunął się na bezpieczniejszą odległość, byle tylko nie paść ofiarą furii dziewczyny, która słynęła ze słabych nerwów. Poszkodowany fioletowowłosy genin, mrucząc pod nosem przepraszające frazesy, gdy tylko wstał na nogi… już drugi raz tego dnia, cała trójka niespodziewanie usłyszała charakterystyczne „puff” towarzyszące pojawieniu się kogoś w chmurze szarego dymu. Spojrzawszy w kierunku z którego doszedł ich uszu odgłos, zobaczyli dwudziestoletnią dziewczynę o bardzo długich blond włosach, niebieskich oczach i poważnym wyrazie twarzy. Odziana była w standardowy strój kunoichi z ciemno zieloną kamizelką jounina zasłaniającą jej pierś:
- Spóźniłaś się, sensei!
Krzyknął Kichiro, ale w tym momencie znowu został zdzielony po głowie przez stojącą obok niego kunoichi.
- Wybaczcie, ale Hokage wezwał mnie do siebie i nie mogłam nie pójść.
Wyjaśniła medyczka, po czym podeszła bliżej.
- Nazywam się Ino Yamanaka i od dziś będziemy drużyną trzynastą, o czym zapewne już was powiadomiono. – Dzieci odparły po przez nieznaczne kiwnięcia głowami. – Dobrze, powinniśmy teraz powiedzieć każdy coś o sobie, ale nastąpiła mała zmiana planów i zapoznawanie się będzie trzeba przełożyć.
- Dlaczego? – Spytała Mari z zafascynowaniem przyglądając się swojej sensei.
- Ponieważ Hokage-sama wysyła naszą drużynę na misję rangi C, co w tym przypadku stanowi mały wyjątek od reguły i dlatego, teraz wrócicie do domów, spakujecie swoje plecaki na dłuższy wypad po za granice wioski i za godzinę spotykamy się pod północną bramą. Wszystko jasne?
Genini z niemałym zaskoczeniem wymalowanym na twarzach, w odpowiedzi jedynie kiwnęli głowami.
- Skoro tak, to do zobaczenia za godzinę i nie spóźnijcie się, bo kara będzie sroga! – Ino uśmiechnęła się przebiegle, po czym złożyły przed sobą dłonie i zniknęła w chmurze biało-szarego dymu.