Błękitne spojrzenie, zmęczone ciągłym
przeglądaniem raportów z przebiegu zleconych misji, zostało przeniesione na
niewielkie zdjęcie stojące w drewnianej ramce w rogu blatu tuż koło mosiężnej
lampki. – Ile to już czasu? –
Pomyślał Hokage. Pochwyciwszy zdjęcie w dłonie, mężczyzna zaraz odsunął się od
biurka, wstał i powoli podszedł do okna swojego biura. Przytuliwszy trzymaną fotografię
do piersi, spojrzał na panoramę wioski okrytej nocną łuną. – Dlaczego!? – Jego myśli spoczęły na
kolejnym wspominaniu tamtego dnia…
~ ~ ~ ~
Poprzez
wioskę Ukrytego Liścia biegło dwóch chuuninów. Mijając zaskoczonych
przechodniów, przeskakując walające się śmieci na ulicach, mężczyźni ile sił w
nogach kierowali się ku największemu budynkowi w wiosce. Ku wieży Kage. Dysząc
ciężko z sercem niemalże wyskakującym z piersi, bez pukania wparowali do biura
Czwartego:
-
Hokage-sama!
Zawołany
blondyn momentalnie rzucił im zaciekawione, jaki i niepocieszone spojrzenie.
-
Co się stało??
-
Wybacz, że tak bez pukania, ale sprawa jaką do ciebie mamy nie może czekać.
-
Hm?
Minato
zainteresowały słowa podwładnego, ponieważ, co takiego jest AŻ TAK ważnego, że
nawet pukanie o pozwolenie na wejście jest pomijane? Oparłszy łokcie o blat
półokrągłego biurka, blondyn podparł brodę na splecionych palcach i począł
czekać na wyjaśnienia.
-
Twój syn… on… on…
Chuunin
zaciął się, gdyż nie wiedział jak TO powiedzieć. Jak przekazać swojemu
przywódcy informację o ucieczce jego syna z wioski? Nie znalazłszy odpowiedzi
na zadane sobie pytanie, po chwili milczenia szybko dokończył przerwaną myśl:
-
…on zniknął!
-
NARUTO, CO…?!
Namikaze
niespodziewanie zerwał się z miejsca, szybko ubrał płaszcz Kage i czym prędzej
opuścił biuro zostawiając chuuninów w osłupieniu.
~ ~ ~ ~
…Mężczyźnie w mgnieniu oka
poleciała z oka gorzka łza. Co wieczór wspominając tamte wydarzenia, często nie
mogąc doprowadzić się do używalności, jako Yondaime Hokage zawalał swoje
obowiązki. Choć minęło już prawie osiem lat odkąd jego najdroższy skarb został
uznany za zaginionego, blondyn nadal nie pozbierał się do kupy. Nikt tak
naprawdę do końca nie wiedział, jak do tego doszło… a gorączkowe i skrupulatne
poszukiwania spełzły na niczym. Pogłębiająca się depresja doprowadziła do tego,
że mężczyzna w krótkim czasie popadł w alkoholizm, lecz, że ma stanowić godny
przykład dla młodego pokolenia mieszkańców wioski, w pół roku po swym załamaniu
nerwowym, Minato ku uciesze swych podwładnych powrócił do poprzedniego stanu
psychicznego. Ale czy aby na pewno?
~ ~ ~ ~
Po
wyjściu z budynku, Minato zaraz skręcił w zaułek, po czym przy użyciu swojej
specjalnej techniki Hiraishin, błyskawicznie przemieścił się w najbardziej
potencjalne miejsce pobytu jego małego synka. Z jego pojawieniem się na
niewielkiej polance z małym jeziorkiem i wodospadem do niego wpadającym, w
rogu, towarzyszył ledwo zauważalny żółty błysk. Mężczyzna rozejrzał się dokoła
i tak jak przypuszczał, na brzegu jeziorka dostrzegł siedzącego dziesięciolatka.
Zbliżywszy się do niego niezauważalnie, po chwili usiadł koło chłopca i tak jak
on, spojrzał w rozgwieżdżone niebo.
-
Co się stało? – Spytał z troską.
-
Nic.
-
Jak to nic. Przecież widzę, że coś się…
Minato
nagle przerwał wypowiadaną myśl. Widząc, jak delikatne promienie księżyca
odbijają się w lekko błyszczących oczach syna, momentalnie do niego dotarło, że
Naruto płacze. Widząc to… nie chciał go naciskać ani specjalnie zmuszać do
zwierzeń. Ale skoro chłopak „uciekł” i ukrył się w tym miejscu, to znaczy, że jego syna gryzło coś naprawdę niepokojącego.
Mężczyzna zaczął coś podejrzewać… ale póki co, wolał swoje domysły, co do
zachowania Naruto, zachować w tajemnicy.
-
Otōsan… czym sobie na to zasłużyłem?
Nagle
głuchą ciszę rozproszyło delikatne szepnięcie padające z ust młodego Namikaze.
Yondaime w mgnieniu oka spojrzał na Naruto z lekkim pytaniem w oczach:
-
Nie rozumiem?
-
Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś? Dlaczego to przede mną ukrywałeś? Otōsan…
dlaczego w dniu moich narodzin zostałem nosicielem krwiożerczej bestii o
dziewięciu ogonach?
Spokój
i opanowanie z jakim Naruto zadał te trzy
pytania, jeszcze bardziej wstrząsnęły starszym blondynem. Minato spodziewał się
wszystkiego, ale jak widać nie tego, co przed chwilą było dane mu usłyszeć i
zobaczyć. Momentalnie zrozumiał, że jego podejrzenia były jak najbardziej na
miejscu i zachowanie Naruto miało ścisły związek z wydarzeniami ze szpitala
przed rokiem.
~ ~ ~ ~
Przekręceniu klucza w zamku
towarzyszyło znajome skrzypnięcie odpadającej rdzy od skorodowanego metalu.
Yondaime zamknął szczelnie swoje biuro i powolnym krokiem skierował się do
wyjścia. Nie mogąc zapomnieć, że po części to właśnie z jego winy Naruto
postanowił odciąć się od niego i od swoich przyjaciół, po wyjściu z budynku, od
razu skierował kroki do całodobowego sklepu. Minato kupił kilka butelek naprawdę
mocnego trunku, po czym z pełnymi siatkami w rękach, skierował się do domu. Nie
przeszedł nawet dwóch kroków, gdy zza załomu uliczki wyłonił się jego mistrz i
przyjaciel w jednej osobie.
- A ty znowu zamierzasz topić
smutki w procentach?
- Jiraiya-sensei? Co ty tu
robisz?
- Sprawdzam jak mój
najzdolniejszy uczeń radzi sobie z kłopotami życia codziennego.
- I do jakich wniosków
doszedłeś?
Namikaze uśmiechnął się smutno,
po czym odwrócił wzrok i nie czekając na odpowiedź, ruszył dalej przed siebie.
Zdegustowany Sannin ruszył za nim w milczeniu, ale nim obaj dotarli do celu
wędrówki blondyna, pustelnik zadał jeszcze jedno pytanie:
- Minato, jak długo jeszcze
zamierzasz się dołować?
- Nie wiem, sensei. Czas pokaże.
Odparł Czwarty i nagle zniknął
mężczyźnie z pola widzenia, pozostawiając po sobie jedynie ledwo zauważalny
żółty błysk. Jiraiya przystanął w miejscu z westchnieniem. Patrząc przez chwilę
prosto przed siebie: – Naruto, gdzie
jesteś? – Pomyślał, po czym sam zniknął w obłoczku białego dymu.
* * *
Gęste połacie burzowych chmur
pokrywających całe niebo, a za nimi gorące słońce i złociste promienie
poszukujące nawet najmniejszej szczeliny, by się tylko przedostać i spaść na
krainę pokrytą wiecznym śniegiem. Bez ustanku padający biały puch i powiew
lodowatego wiatru usypujący w zaułkach ulic niewielkie wydmy… to widok, jaki
każdego ranka widywał młody shinobi o niespotykanym w tych stronach świata,
złocistym kolorze włosów. Jego błękitne tęczówki, lekko przymrużone, obecnie
spoglądały na swoje odbicie w połyskującej klindze miecza, jaki chłopak
otrzymał w nagrodę za uratowanie życia córce Lorda Feudalnego Kraju Śniegu.
-
Dlaczego musiałem zostać Jinchuuriki? – Pomyślał jednocześnie zaciskając dłoń wokół drewnianej tsuka[1] z
jedwabnym oplotem.
~ ~ ~ ~
Sześcioletni
chłopiec o złocistych włosach jak co dzień szedł w stronę biura przywódcy
wioski, gdzie urzędował jego bohater, wzór do naśladowania… Yondaime Hokage.
Wychodząc z bocznej uliczki, nagle zawadził o coś nogą i jak kłoda wyłożył się
na piaszczystej dróżce.
-
Jak leziesz!
Wtem
usłyszał nieco chrapliwy, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, głos. Podpadłszy się
na rączkach, chłopiec zaraz odwrócił głowę i spojrzał na właściciela nóg, o
które miał pecha przed chwilą zawadzić.
-
P-prze-przepraszam.
Wymamrotał
sparaliżowany zimnym spojrzeniem mężczyzny. Bezdomny, bo w ten sposób mówiło o
nim jego nieco brudnawe i poszarpane ubranie, niezgrabnym ruchem podniósł się
do pozycji wyprostowanej, by w następnym momencie śmierdzącą nogą przygnieść do
ziemi drobne ciało blondynka.
-
Ja myślę gnojku, że jest ci przykro! – Włóczęga parsknął gardłowym śmiechem,
lecz zaraz zakrztusił się, po czym splunął flegmą na plecy chłopczyka. – Takie
dziwadła jak ty, powinny być zamykane w odosobnieniu!
Naruto
odczekał, aż przypadkowy oprawca oddali się na swoich chwiejnych nogach, po
czym spróbował wstać. Przyszło mu to z lekkim trudem, gdyż piekący odcisk na
plecach wciąż nie dawał mu spokoju, zadając nieprzyjemny ból. Otrzepawszy
pobrudzone ubranko, blondynek, lekko kuśtykając, wyszedł z uliczki i
momentalnie poczuł na sobie grad nieprzychylnych spojrzeń. Do jego uszu
doleciały pełne nienawiści komentarze i wyzwiska:
-
To ta bestia.
-
Demon z piekła rodem.
-
Aż strach pomyśleć, że to syn naszego Yondaime. Tfu!
Splunęła
pogardliwie jakaś kobieta. Nie rozumiejąc, czemu wszyscy dokoła traktują go jak
śmiecia, wyrzutka… potwora, chłopiec w końcu nie wytrzymał i zmoczył własną
koszulkę niepowstrzymanym potokiem łez.
~ ~ ~ ~
Blondyn wstał do wyprostu i
uniósł trzymaną katanę nad głowę. Podziwiając przez chwilę elegancką krzywiznę
klingi w blasku porannych promieni, obrócił broń w powietrzu, spiął wszystkie
mięśnie, po czym silnym ciosem przeciął ognistą kulę na pół. Następnie zrobił
zamach z lewej, potem z prawej i znowu od góry. Zatoczył koło wokół własnej osi
i pchnął kissaki[2] w pierś wyimaginowanego
przeciwnika.
- Naruto, czemu znowu przywołujesz wspomnienia z dzieciństwa?
W głowie chłopaka
niespodziewanie zabrzmiał tubalny głos zamkniętego w nim demona. Wytrącony z
bezgranicznej koncentracji w momencie przecinania powietrza, blondyn nie zdołał
wyhamować i ukrócił żywot półtorametrowej roślince stojącej nieopodal miejsca
jego treningu.
-
Chikushō![3] Kyuu… ale żeś sobie
wybrał moment.
- Hmm?
-
Nie ważne. Co chciałeś?
Chłopak strzepnął kropelki wody,
jakie pokazały się na ostrzu po przecięciu zielonej łodygi, po czym schował
miecz do saya[4] uczepionej, w tym
momencie, na biodrze. Blondyn podszedł do ściany i wziął miotłę. Wróciwszy na
miejsce rozegrania się roślinnej masakry, nim ktokolwiek zauważy, zabrał się za
sprzątanie.
- Dlaczego znowu przywracasz na myśl wspomnienia z dzieciństwa?
-
A tak jakoś wzięło mnie na wspominki. – Blondyn uśmiechnął się nie znacznie.
- To mam prośbę.
-
Jaką?
Naruto wyprostował się, gdy
tylko wrzucił do śmietnika wszystkie dowody zielonej zbrodni, łącznie z
ceramiczną donicą i ziemią, po czym odstawił przybory sprzątające do kąta sali
treningowej. Powróciwszy na środek pomieszczenia, sięgnął ręką do boku,
oplótł palce wokół rękojeści i szybkim ruchem wyciągnął miecz, jednocześnie
przecinając przed sobą powietrze.
- Skończ z tym, bo mnie w końcu szlag trafi! – Krzyknął
Kyuubi.
-
Dobrze, już dobrze. Obiecuję, że dziś z tym skończę.
- Trzymam cię za słowo, Młody.
Namikaze już nie odpowiedział,
ponieważ cały jego umysł skupił się na wyprowadzaniu znacznie dokładniejszych
cięć i pchnięć, niż ostatnio. Cios z lewej, cios z prawej, pchnięcie po łuku i
prostopadle do podłogi. Dwudziestolatek nie oszczędzając się, za każdym razem z
charakterystycznym świstem ciął powietrze dookoła swojej osoby, jak rasowy
szermierz.
~ ~ ~ ~
Dwunastoletni
Naruto właśnie wracał z Akademii po skończonych przed godziną zajęciach. Z jego
twarzy nie schodził szeroki od ucha do ucha, uśmiech. Dziś również dopiekł
różowo-włosej zarazie… tak Sasuke w tajemnicy ochrzcił Sakurę, która nie
zwracając uwagi na oschłe zachowanie bruneta, cały czas wszędzie za nim
chodziła.
Za
tydzień miały odbyć się egzaminy końcowe i młody Namikaze w końcu miał zostać
Geninem, dlatego teraz postanowił sobie, że wyciągnie ojca z biura i zmusi go
do treningu z nim. W ten sposób chciał upewnić się, że ten egzamin zda bez
problemu. Dotarłszy pod budynek Hokage, chłopak szybko przekroczył próg i zaraz
znalazł się pod dębowymi drzwiami. Już miał swoim zwyczajem wejść bez pukania,
kiedy usłyszał:
-
Trzeba przenieś Kyuubi no Kitsune do innego ciała. Obecne jest za słabe.
Naruto
zamarł z ręką na klamce.
-
Co?! O czym wy mówicie?!
-
Wiemy, że Naruto jest twoim synem i zapewne będziesz protestował, ale Kyuubi w
jego ciele, to zbyt wielkie niebezpieczeństwo dla wioski. Zwłaszcza, że za
tydzień ma zostać Geninem i w końcu będzie mógł chodzić na misje. – Powiedział
pierwszy gość Minato. To była kobieta.
-
Rozmawialiśmy już z Daimyo[5], Minoru Hiratasuka. W
pełni poparł nasz pomysł i nawet znalazł nam już odpowiedniego zastępcę do
zostania nowym Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune. – Powiedział drugi gość.
-
Nie zgadzam się! – Krzyknął Yondaime.
-
Przykro nam, ale decyzja już zapadła. – Dodał trzeci gość. – Przeniesienie
Kyuubi no Kitsune do nowego ciała odbędzie się za trzy dni.
Blondyn
poczuł nagłe ukłucie w sercu. Jakby ktoś wbił mu kunai w najczulszy punkt. Czy
to znaczy, że teraz miałby umrzeć? Jego marzenie o zostaniu Hokage, to tylko
złudne nadzieje? Słowa protestu ze strony jego ojca, jakoś niespecjalnie do
niego dotarły, ponieważ zaraz zostały stłumione przez falę najczarniejszych
myśli. Chłopak nie mogąc wytrzymać bólu, jaki w tym momencie dotkliwie poturbował
jego umysł i duszę, nie chcąc rozpłakać się na środku korytarza, zebrał w sobie
resztki godności, po czym jak najszybciej wybiegł z budynku Kage Konoha-Gakure
no Sato.
~ ~ ~ ~
Namikaze, mokry z wysiłku i już
nieco wyczerpany, przypomniawszy sobie krzywdzące słowa Starszyzny rodzinnej
wioski, gdy z oczu poleciały mu łzy, tym razem potknął się o własną stopę. W
chwili następnej z całym impetem przebił mieczem drewnianą ścianę dojō[6]. Rozluźnił
uścisk na tsuki, oparł się ramieniem o ścianę i pozwolił łzom swobodnie
wypływać z pod mocno zaciśniętych powiek. Osunąwszy się bezwładnie na podłogę
wzdłuż ściany, ciężko dysząc, zaraz usiadł i ukrył twarz w dłoniach, tuląc
kolana do piersi.
- To wspomnienie jest najgorsze ze wszystkich. – Mruknął
Kyuubi. – Nigdy nie zapomnę tamtego
dnia. Mam nadzieję, że ty także.
- URUSAI[7]!!!
– Naruto wrzasnął na całe gardło i już ostatecznie oddał się wpływowi negatywnych
uczuć, jakimi niewątpliwie były… cierpienie i samotność.