Dziewięcioletni
blondynek, cały posiniaczony, owinięty licznymi bandażami i opatrunkami
wszelkiej maści, oddychał z trudem leżąc na szpitalnym łóżku. Nawet najmniejszy
ruch, za każdym razem kończył się ostrym bólem w klatce piersiowej. Chłopiec od
przeszło tygodnia starał się zapomnieć o bólu, jaki zadali mu jego oprawcy…
niemal wysyłając go na tamten świat.
~ ~ ~ ~
To był wieczór. Jesienna aura na dobre
otoczyła kraj Ognia swym chłodnym ramieniem. Po czterech godzinach żmudnej
pogoni, sam nie wiem za czym, w końcu dotarłem pod bramę wioski. Nie zwracając
uwagi na Izumo i Kotetsu, jak zwykle stojących na straży, główną ulicą udałem
się do Yondaime, by zdać mu szczegółowy raport z odbytej misji.
Mijając Akademie nagle usłyszałem krzyki
kilku gówniarzy i zawodzący płacz kogoś jeszcze. Jako, że jestem Jouninem bez
chwili zwłoki poszedłem to sprawdzić. To co zobaczyłem… szczerze, ukuło mnie w
serce. Na ziemi leżał mały Naruto w kałuży krwi, a nad nim stało sześciu
wyrostków z Konoha-Gakkō[1]. Gdy jeden z
nich kopnął chłopca prosto w głowę, w mgnieniu oka krew mnie zalała, a w
zaciśniętej dłoni pojawił się kunai. W momencie gdy inny chłopak chciał kopnąć
syna mojego sensei, nie wytrzymałem. Pojawiwszy się za nim, złapałem delikwenta
i przystawiłem mu sztylet do gardła:
- Tknij go jeszcze raz, a cie zabije! – Wycedziłem
przez mocno zaciśnięte zęby.
Wystraszeni koledzy mojego więźnia, jak na
komendę odsunęli się o krok do tyłu i zaraz skupili w grupkę wyraźnie trzęsąc
się ze strachu. A przed chwilą byli tacy dumni z siebie. Odrzuciwszy gnoja
stojącego przede mną, sprawiłem, że upadł twarzą w kałuże krwi blondynka. Gdy
się odwrócił na plecy i na mnie spojrzał, rzuciłem trzymany kunai, który wbił
mu się między nogami, tuż przy kroczu.
- Gnojki! I wy chcecie zostać shinobi!? –
Krzyknąłem, gniewnie marszcząc brwi.
Spojrzałem pod nogi na nieruszającego się
Naruto. Widać było, że jeszcze trochę i chłopak zszedłby z tego świata, dlatego
muszę jak najszybciej się nim zająć. Spojrzawszy na studentów z Akademii,
wyzwałem ich jeszcze od wszystkich diabłów i zagroziłem, że jeśli jeszcze raz
skrzywdzą mojego podopiecznego, to następnym razem nie będę już taki miły. Chyba
zrozumieli, ponieważ pokiwali nieznacznie głowami, po czym w podskokach zmyli
się gdzie pieprz rośnie.
~ ~ ~ ~
Namikaze
obudził się czując na twarzy delikatne promienie wschodzącego słońca, jakie
wpadały do jego pokoju szpitalnego przez odsłonięte okno. Cały zdrętwiały i
wciąż obolały, spróbował przekręcić się na bok. Nieznaczne drgnięcie przypłacił
porażającym bólem, ale się nie poddał. Gdy dziesięć minut później w końcu udało
mu się skierować w stronę okna, odetchnął z lekkim trudem.
- Mały…
Chłopiec
nagle usłyszał głos. Niski, lekko zachrypnięty… lecz przepełniony troską.
Przekręciwszy się z powrotem na plecy, co przypłacił kolejnym ukłuciem bólu w
klatce piersiowej, ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegłszy
żadnego gościa czy intruza, zaraz ponownie zastygł w bezruchu:
- Pozwól, że ci pomogę.
-
K-kto… t-tu… jest? – Spytał ledwo mogąc otworzyć usta.
- Nie musisz się mnie obawiać, nie
skrzywdzę cię.
Chłopiec
patrząc z przestrachem w oczach dookoła siebie, wciąż nikogo nie widząc, pod
świadomie zaczął zastanawiać się, co jest grane i czy przypadkiem nie
zwariował, gdyż mówił sam do siebie. Nie mogąc dojść do żadnego wniosku, gdy
przez kilka następnych minut nikt więcej się już nie odezwał, blondynek
przełknął ślinę, nabrał nieco powietrza w płuca, po czym niemrawo wyszeptał:
- K-kim…
jes-jesteś?
- Nazywam się Kyuubi no Kitsune. –
Odparł głos.
- K-Kyu…
Kyuubi??! G-gdzie jessssssteś??!
- Tu. W sercu twojej duszy.
Chłopiec
usłyszawszy odpowiedź, zamarł. W mgnieniu oka jego umysł zalała nowa fala myśli
w większości składających się z bezużytecznych pytań. Nie mogąc odnaleźć
odpowiedzi na zadawane sobie pytania, patrząc w sufit, zamknął oczy i pogrążył
się w ciemnościach, zupełnie jakby wiedział, co robi. Gdy po chwili obraz przed
oczami chłopca na powrót się rozjaśnił, pierwszym co blondynek zaobserwował, to
woda zalewająca jakiś korytarz tak na wysokość jego kolan. Następnym bodźcem
jaki został zarejestrowany, to mrugające światło wiszące pod sufitem.
- Gdzie ja jestem?
Spytał
i momentalnie zorientował się, że nie odczuwa już dokuczliwego bólu w klatce
piersiowej, a jego ciała nie pokrywają liczne bandaże i pomniejsze opatrunki. Nie
wiedząc, co się stało, Namikaze nagle usłyszał nieco stłumione echo:
- Podejdź bliżej…
To był
ten niski głos, który usłyszał za pierwszym razem. Samemu niewiedzą czemu,
Naruto posłusznie zaczął kierować się ku źródle dźwięku, by po chwili stanąć
naprzeciw wysokich na dziesięć metrów wrót o złotawo-zielonkawym odcieniu.
Liczne ornamenty i zdobienia widniejące na obramowaniach bram powiedziały mu,
że muszą one bronić dostępu do czegoś szczególnie ważnego. Lecz po chwili
namysłu stwierdził, że one mogą równie dobrze bronić dostępu do czegoś
zakazanego, niebezpiecznego i strasznego w jednym. Chłopiec nagle poczuł
ogarniający go strach, przerażenie… ale dlaczego? Odpowiedź uzyskał minutę
później.
W upiornych
ciemnościach panujących z drugiej strony szykownie wyglądających wrót, gdzieś
hen daleko, w czarnych odmętach, Namikaze nagle dostrzegł niewyraźny błysk
śnieżnego odcienia bieli. Zaciekawiony tym zjawiskiem, ostrożnie podszedł do krat,
a gdy przytulił policzek do jednego z prętów grubych na dwadzieścia centymetrów
każdy, w mgnieniu oka poczuł na czuprynie podmuch lekko ciepławego powietrza. Spojrzawszy
do góry, chłopiec wpierw ujrzał wielki, czarny nos, a zaraz potem kaskadę
ostrych kłów wykrzywionych w upiornym uśmiechu. Blondynek od razu zastygł jak
słup soli, a gdy po chwili rozglądania się, bez ruszania głową, dostrzegł parę
wielgachnych, czerwonych ślepi… aż odskoczył do tyłu z przerażeniem wymalowanym
na twarzy. Upadł na cztery litery w zimną wodę, która momentalnie go otrzeźwiła.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
Odezwał
się wyszczerzony pysk, jaki Naruto teraz oglądał ze znacznie bezpieczniejszej
odległości. Dziewięciolatek, w momencie gdy chciał się podnieść,
niespodziewanie poczuł jak coś unosi go do góry, a gdy spojrzał w tamtym
kierunku, dostrzegł liczne, czerwone bąbelki okalające jego drobną osóbkę.
- C-CO… TO JEST!?
Wystraszył
się, a jego ciałem wstrząsnęło kilka silniejszych fal paraliżującego strachu.
- Spokojnie, mały. To tylko moja chakra.
* * *
Korytarzem,
z nieco zamyślonym wyrazem twarzy, szedł najpotężniejszy shinobi w całym kraju
Ognia. Zaskoczeni pacjenci i zdziwiony personel szpitala, w geście głębokiego
szacunku kłaniali mu się, jak najlepiej tylko potrafili. Nie wyprostowywali się
póki mężczyzna ich nie minął, bądź nawet, póki całkowicie nie zniknął im z
oczu. Blondyn zdawał się kompletnie nie przejmować takim zachowanie ludzi wobec
jego osoby. I nic w tym dziwnego. Odkąd został Hokage, zdążył się już do tego
przyzwyczaić. Teraz zaś kierował swe kroki ku jednej z sal, pod wejściem której
ustawiono dwóch członków elitarnych służb ochrony wioski, by strzegli jedyny i
najważniejszy skarb ich zwierzchnika. Gdy zamaskowani shinobi dostrzegli go na
horyzoncie, momentalnie się wyprostowali i przybrali pozycje na baczność.
-
Spocznij.
Powiedział
Minato, jak tylko się do nich zbliżył. Nawet nie zaszczycił ich swym zmęczonym
spojrzeniem. Następnie podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Gdy drzwi ustąpiły
pod naporem jego ramienia, błękitnym oczom mężczyzny ukazał się niecodzienny i
dość przerażający widok, choć on nie dał tego po sobie poznać. Jego dziecko,
malutki Naruto lewitował nad szpitalnym łóżkiem. Jego całkowicie zabandażowane
ciało spowijała gęsta, jak morze krwi, łuna czerwonej chakry. Taki widok nie
jednego wprawiłby w osłupienie, ale na pewno nie kogoś takiego jak Yondaime,
choć z drugiej strony… wyraz jego twarzy właśnie o tym świadczył.
ANBU
stojący pod wejściem do sali, gdy wyczuli w powietrzu nie ludzkie pokłady
krwiożerczo złej chakry, jak na komendę, jednocześnie spojrzeli stojącemu w
drzwiach Hokage przez ramiona. Doznawszy tego samego uczucia co Namikaze, po
chwili bezsensownego wpatrywania się w… No właśnie, żaden z nich nawet nie wiedział,
jak określić to, na co akurat patrzył …Gdy Yondaime mruknął coś pod nosem, szybko
wrócili do poprzednich pozycji.
* * *
Chłopczyk
stanął na swoich stópkach, a gdy czerwona chakra go okalająca się wycofała, ten
podążył za nią wzrokiem i ponownie spotkał się ze spojrzeniem wlepionych w
siebie czerwonych ślepi. Wahając się z podjęciem decyzji, co ma robić dalej, po
kilku próbach podjęcia tej właściwej, w końcu nieco zbliżył się do
złocisto-zielonkawych wrót.
- Kyu… Kyuubi? Tak… masz na… imię?
Wyjąkał
Naruto.
- Iiya.[2]
- I jesteś??
- Demonem o dziewięciu ogonach. W woli
ścisłości.
W
oczach blondynka momentalnie zalśniło przerażenie wywołane usłyszanym
określeniem, lecz po chwili mimika jego twarzy uległa diametralnej zmianie. Chłopiec,
jak to miał w swoim zwyczaju, szeroko się uśmiechnął. Zdziwienie, jakie
błysnęło w oczach Kyuubiego, na obserwowany widok, w pierwszej chwili
wprowadziło go w lekki stan osłupienia, lecz niezmywalny uśmiechu blondynka w
mgnieniu oka zasiał ukojenie w jego „sercu”. Patrząc sobie prosto w oczy, lis
po dłuższej pauzie milczenia zaczął się niecierpliwić, a gdy miał już spytać…
…niespodziewanie
usłyszał przeciągły krzyk wydobywający się z rozdziawionych ust stojącego przed
nim chłopca. To stwierdzenie teraz już kompletnie zbiło demona z pantałyku.
Gdyby mógł, pewnie z wrażenia umarłby na zawał serca. W mgnieniu oka, wszystkie
negatywne uczucia, wywołane zapieczętowaniem go w tym radosnym i roześmianym
dziecku, uległy całkowitej degradacji, zapomnieniu, odejściu w niebyt. W ich
miejsce natomiast weszły wszech porażające dobro, czułość, troska, a może nawet
miłość. Ciepło jakie w szybkim tempie rozsiało się po duszy demona sprawiło, że
zaraz z oczu popłynęły mu szczere łzy, jakich nie oddawał od setek lat swego
istnienia. Opuściwszy nieco pysk ku podłodze, Kyuubi położył się i z ciepłym spojrzeniem
począł obserwować cieszącego się blondynka.
Po
kilkuminutowym szaleństwie i odstawianiu różnych dziwacznych póz przed więźniem
w własnej duszy, Naruto w końcu się zmęczył, lecz szeroki uśmiech nie zszedł z
jego buzi. Odzyskawszy oddech, chłopiec spojrzał na Lisa, po czym splótł palce
rąk na pośladkach:
- Skąd się tu wziąłeś??
Kyuubi
momentalnie spoważniał.
- Miecz
przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. Drugim – ja. Nic nie bierze się
z przypadku, dzieciaku. Niektóre sprawy są zbyt zawiłe, by można poznać na nie
odpowiedzi, nie będąc na to przygotowanym.
Blondynek
zrobił minę, jakby nie wiele zrozumiał z tego, co powiedział do niego demon,
ale wcale mu to nie przeszkadzało. Myśląc przez chwilę nad zadaniem kolejnego
pytania, młody Namikaze zaraz ponownie szeroko się uśmiechnął:
- A ile ty masz lat?
-
Jestem już w
takim wieku, że jeśli ktoś mi każe włożyć skarpetki, nie będę musiał tego
robić. – Kyuubi zaśmiał się
gardłowo, Naruto natomiast zrobił obrażoną minę, gdyż nie specjalnie spodobała
mu się ta trochę wymijająca odpowiedzi. Już druga. Lis uspokoiwszy się, widząc
naburmuszony wyraz twarzy chłopca, po chwili ponownie krótko się zaśmiał, po
czym powiedział: – Gniewem niczego nie
osiągniesz. Ważne jest by nigdy nie przestwać pytać. Ciekawość nie istnieje bez
przyczyny. Wystarczy więc, jeśli spróbujemy zrozumieć choć trochę tej tajemnicy
każdego dnia. Nigdy nie trać świętej ciekawości, Naruto. Kto nie potrafi pytać,
ten nie potrafi żyć.
Naruto patrzył na Lisa, nie do końca rozumiejąc, o czym on mówi.
Czuł jednak, że może mu zaufać, że ten go nie skrzywdzi.
- Kyuu…
czy w ciągu swojego życia widziałeś coś ciekawego??
- Jak wszyscy wielcy
podróżnicy, widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem.
– Kolejna nie zbyt zrozumiała, dla dziewięciolatka, odpowiedź.
- Jesteś
nie dobry!
- Hmm?
- Czemu
cały czas odpowiadasz mi wymijająco!?
Naruto założył ręce na piersi i udał śmiertelnie obrażonego.
- Najciekawsze pytania
wciąż pozostają pytaniami. Kryją w sobie tajemnicę. Do każdej odpowiedzi trzeba
dodać „być może”. Tylko na nieciekawe pytania można udzielić ostatecznych
odpowiedzi.
- Ale
dlaczego!?
- Bo tak naprawdę jedyna
droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz.
W tym momencie Kyuubi miał rację. Żeby odpowiedzieć chłopcu na
choćby pierwsze pytanie, Dziewięcioogoniasty musiałby przyznać, że to jego
własny ojciec zapieczętował w nim demona. I że dlatego mieszkańcy wioski tak go
nienawidzą. Nie chciał tego robić. To wciąż było dziecko, które nie było
niczemu winne. Demon nie miał sumienia niszczyć jego życia okrutnymi słowami. Właściwym
było, aby takie wyjaśnienia zrzucił na Yondaime. W końcu, to on jest ojcem
chłopca.
Między rozmawiającymi zapadła pełna napięcia i wyczekiwania na
kolejne słowa, cisza. Naruto kalkulując w główce wszystko to, co przed sekundą
dane było mu usłyszeć, doszły do jego uszu słowa wypowiedziane poważnym tonem:
- Naruto… niech ta
rozmowa pozostanie tylko między nami. Dobrze? – Chłopiec w odpowiedzi
kiwną główką. – Oczywiście możesz do
mnie przychodzić kiedy tylko zapragniesz. Z miłą chęcią zawsze z tobą
porozmawiam, a teraz lepiej wracaj już do rzeczywistości.
* * *
Stojący
w nadal otwartym wejściu Yondaime, wyszedł z osłupienia jakie nim zawładnęło i
zamknął za sobą drzwi. Widząc, jak jego synek powoli opada ku posłaniu, a
spowijająca go łuna krwisto-czerwonej chakry zaczyna znikać, mężczyzna
ostrożnie podszedł bliżej łóżka. Siadając na krześle stojącym obok i patrząc na
spokojny wyraz twarzy chłopca, blondyn zaczął zastanawiać się… czy to, co przed
chwilą widział, to było wywołane ujawnieniem się demona przed Naruto, czy może
wręcz nie dokładnie wykonana pieczęć, te dziewięć lat temu? Nie mogąc odnaleźć
sensownego wytłumaczenia, gdy zamknięte powieki młodego Namikaze drgnęły, a po chwili
się uniosły i ukazały światu błękitne tęczówki chłopca, Minato jak na zawołanie
przysunął się bliżej niego.
- Otousan?[5]
- Tak
syneczku. Jestem tu.
Mężczyzna
chwycił w dłoń drobną rączkę chłopca, po czym przytyli ją wierzchnią stroną do
swojego policzka, jednocześnie drugą ręką gładząc malca po złocistej czuprynie.
-
Dlaczego?? Dlaczego mnie to spotyka??
Blondynkowi
po policzkach ściekło kilka samotnych łez. Minato milczał. Głaszcząc chłopca po
główce, jednocześnie bił się z własnymi myślami. – Czy powiedzieć synowi prawdę, czy też wykręcić się sianem? – Gdy
patrzący na niego blondynek zamruczał domagając się odpowiedzi, w końcu
postawił na tą drugą opcję:
-
Widzisz skarbie, niektórzy lubią zadawać ból innym.
-
A-ale dlaczego akurat ja?
- Na
to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć, kochanie. – Mężczyzna na chwilę
odwrócił wzrok, by spojrzeć za okno. Wsłuchując się w świergot ptaków i szum
wiatru w konarach drzew rosnących tuż przy oknie sali malca, gdy poczuł
delikatne pociągnięcia za swój płaszcz, na powrót spojrzał na Naruto i
uśmiechnął się smutno. – Ale z drugiej strony, odpowiedź na twoje pytanie jest
bardzo prosta. Inni krzywdzą cię ze względu na twoją pozycję jako mojego syna.
Chłopiec
chyba zrozumiał odpowiedź, bo odwzajemnił smutny uśmiech ojca, po czym bez słowa
wyciągnął do niego ręce. Starszy blondyn momentalnie przytulił do siebie swoją
przylepę, szepcząc uspokajające słowa do jego uszka, po czym na powrót ułożył
chłopca na posłaniu.
- A
teraz prześpij się, mały. Tata musi wracać do pracy, ale odwiedzę cię jutro.
-
Hai!
Naruto
szybko odwrócił się na bok, wtulił policzek w miękką poduszkę i z godnie z
prośbą ojca, udał się w objęcia Morfeusza. Minato tym czasem popatrzył jeszcze
przez chwilę na blondynka, wstał, po czym zdecydowanym krokiem podszedł do
drzwi:
-
Wybacz mi, Naruto.
Szepnął
nie odwracając się i wyszedł z pomieszczenia. Na korytarzu ciężko oparł się o
ścianę chowając twarz w ramionach. Chwilowy stan depresyjny wytrącił go z
równowagi psychicznej, lecz mężczyzna nic nie dał po sobie poznać. Ku swej
uldze, stojący na straży ANBU nic nie powiedzieli. Zachowali się tak, jakby
chwili słabości swojego przywódcy nie zauważyli.
Super :) Z niecierpliwością czekam na następną notkę.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zaczyna. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńNo no no ... Zupełnie inne podejście do sprawy niż w tamtym opowiadaniu, choć są elementy podobne. Zobaczymy jak będzie dalej. Trzymam kciuki - może będą 2 serie równolegle?
OdpowiedzUsuńNiestety, ale podobieństw nigdy nie uda się uniknąć. W każdej notce zapewne znajdziesz coś, co zostało już wykorzystane w mojej innej historii. To jest nieodzowny element całej twórczości. :D - Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
UsuńPodoba mi się. lubię takie historie,gdzie naruto jest poniewierany. także, mogłabym prosić o informoanie na tym blogu? mój nr gg; 38003609
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Wyśmienita fabuła. A raczej początek fabuły. Pomysł wręcz genialny ! :) Bardzo mi się podoba i w sumie interesuje mnie jak to się dalej potoczy. Naruto Namikaze ka ? Hmm będzie ciekawie :] i Kyuu już od razu taki dobroduszny? To również mi się bardzo podobało. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDobre opowiadanie, mam nadzieję że Naru-chan będzie zimnym chamem bez serca :)To będzie NaruSaku? Czy po prostu blog o Naruto? Whatever, czekam na następne części.
OdpowiedzUsuńTym razem nie powiem wam, z kim zwiąże się Naruto, choć zapewne dowiecie się tego już z notki III lub IV, nie pamiętam dokładnie. - Dziękuję za komentarze.
UsuńNotka super, juz mi się ten blog podoba :D
OdpowiedzUsuńAż chce się dostać 50 kolejnych rozdziałów i czytać jak dobrą książkę ;]
W zasadzie... Powiem szczerze. Piszesz już od bardzo długiego czasu i jest w tym to coś. Potrafisz genialnie wtopić w swą twórczość, utrzymać w nastroju, jaki formujesz już na samym początku. Dobierać zdania z bardziej wykwintnych słów, że tak to ujmę, stworzyć z nich prostą i lekką powieść. Nie mam, więc żadnego "Ale" do twych opowiadań, choć czasami pojawiają się jakieś błędy, jak u każdego, nikt nie jest przecież idealny... Jest jednak jeden problem, który muszę ci wypomnieć, bo już tym po prostu rzygam... Przeszkadza mi twoja osoba. Przepraszam cię bardzo, jeżeli cię to urazi, jednak powiedzieć to muszę i zaryzykuję. Sądzę, że za bardzo wychwalasz swój talent i stajesz się blogerem o dość narcystycznych poglądach. Piszesz, jakby twoja sztuka była idealna i wzbudzała w innych coś na przykład euforii, gdy ją czytają, że nie da się powiedzieć tego zdania "Nie podoba mi się". Od razu wyskoczysz z armią swoich czytelników i jak to kiedyś określiłeś " zmieszasz go z błotem". Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie i ja to robię. Nie podoba mi się, jak się traktujesz, jaką przewagę i wyższość sobie nadajesz. Ja oczywiście, jestem niczym w porównaniu z tobą, jednak znam dużo lepszych od ciebie i dlatego musiałam to napisać. Leżało mi to na sercu i przepraszam cię jeszcze raz, jeżeli ci to przeszkadza. Jest to tkliwa sprawa, ale musiałam ci to wypomnieć i tyle.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że nie jestem zaskoczony tą krytyką i dziękuję Ci za nią. Wiele osób mówi mi, że nie brakuje mi skromności w wychwalaniu swoich umiejętności. Ale ja to robię tylko na pokaz. Żeby było jasne, nigdy nie uważałem się za idealnego, pozbawionego wad twórcę. Jestem tylko amatorem. Samoukiem, który tak naprawdę nie ma bladego pojęcia o pisaniu dobrych opowieści. Cały czas uczę się, jak dobrze pisać... po części, jak być najlepszym. I wiesz, co? Pewnie nigdy się tego nie nauczę. Już zawsze będę samoukiem-amatorem o nieco, jak to określiłaś, narcystycznym podejściu do swojego ego. - Pozdrawiam i dziękuję za konstruktywną krytykę oraz za przypomnienie mi kilku ważnych spraw.
UsuńCieszę się, że dorośle przyjąłeś moją uwagę i zastanowiłeś się nad jej treścią. Nie miałam zamiaru wszczynać żadnych konfrontacji i namiętnie wymieniać twoich wad. Dziękuję, że odebrałeś to we właściwy sposób i również pozdrawiam.
UsuńFajna notka , szkoda że nie dokończyłeś tamtej historii
OdpowiedzUsuń