niedziela, 12 lutego 2012

Kitsune no Komichi - Chapter I


Dziewięcioletni blondynek, cały posiniaczony, owinięty licznymi bandażami i opatrunkami wszelkiej maści, oddychał z trudem leżąc na szpitalnym łóżku. Nawet najmniejszy ruch, za każdym razem kończył się ostrym bólem w klatce piersiowej. Chłopiec od przeszło tygodnia starał się zapomnieć o bólu, jaki zadali mu jego oprawcy… niemal wysyłając go na tamten świat.
~ ~ ~ ~
To był wieczór. Jesienna aura na dobre otoczyła kraj Ognia swym chłodnym ramieniem. Po czterech godzinach żmudnej pogoni, sam nie wiem za czym, w końcu dotarłem pod bramę wioski. Nie zwracając uwagi na Izumo i Kotetsu, jak zwykle stojących na straży, główną ulicą udałem się do Yondaime, by zdać mu szczegółowy raport z odbytej misji.
Mijając Akademie nagle usłyszałem krzyki kilku gówniarzy i zawodzący płacz kogoś jeszcze. Jako, że jestem Jouninem bez chwili zwłoki poszedłem to sprawdzić. To co zobaczyłem… szczerze, ukuło mnie w serce. Na ziemi leżał mały Naruto w kałuży krwi, a nad nim stało sześciu wyrostków z Konoha-Gakkō[1]. Gdy jeden z nich kopnął chłopca prosto w głowę, w mgnieniu oka krew mnie zalała, a w zaciśniętej dłoni pojawił się kunai. W momencie gdy inny chłopak chciał kopnąć syna mojego sensei, nie wytrzymałem. Pojawiwszy się za nim, złapałem delikwenta i przystawiłem mu sztylet do gardła:
- Tknij go jeszcze raz, a cie zabije! – Wycedziłem przez mocno zaciśnięte zęby.
Wystraszeni koledzy mojego więźnia, jak na komendę odsunęli się o krok do tyłu i zaraz skupili w grupkę wyraźnie trzęsąc się ze strachu. A przed chwilą byli tacy dumni z siebie. Odrzuciwszy gnoja stojącego przede mną, sprawiłem, że upadł twarzą w kałuże krwi blondynka. Gdy się odwrócił na plecy i na mnie spojrzał, rzuciłem trzymany kunai, który wbił mu się między nogami, tuż przy kroczu.
- Gnojki! I wy chcecie zostać shinobi!? – Krzyknąłem, gniewnie marszcząc brwi.
Spojrzałem pod nogi na nieruszającego się Naruto. Widać było, że jeszcze trochę i chłopak zszedłby z tego świata, dlatego muszę jak najszybciej się nim zająć. Spojrzawszy na studentów z Akademii, wyzwałem ich jeszcze od wszystkich diabłów i zagroziłem, że jeśli jeszcze raz skrzywdzą mojego podopiecznego, to następnym razem nie będę już taki miły. Chyba zrozumieli, ponieważ pokiwali nieznacznie głowami, po czym w podskokach zmyli się gdzie pieprz rośnie.
~ ~ ~ ~
Namikaze obudził się czując na twarzy delikatne promienie wschodzącego słońca, jakie wpadały do jego pokoju szpitalnego przez odsłonięte okno. Cały zdrętwiały i wciąż obolały, spróbował przekręcić się na bok. Nieznaczne drgnięcie przypłacił porażającym bólem, ale się nie poddał. Gdy dziesięć minut później w końcu udało mu się skierować w stronę okna, odetchnął z lekkim trudem.
- Mały…
Chłopiec nagle usłyszał głos. Niski, lekko zachrypnięty… lecz przepełniony troską. Przekręciwszy się z powrotem na plecy, co przypłacił kolejnym ukłuciem bólu w klatce piersiowej, ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegłszy żadnego gościa czy intruza, zaraz ponownie zastygł w bezruchu:
- Pozwól, że ci pomogę.
- K-kto… t-tu… jest? – Spytał ledwo mogąc otworzyć usta.
- Nie musisz się mnie obawiać, nie skrzywdzę cię.
Chłopiec patrząc z przestrachem w oczach dookoła siebie, wciąż nikogo nie widząc, pod świadomie zaczął zastanawiać się, co jest grane i czy przypadkiem nie zwariował, gdyż mówił sam do siebie. Nie mogąc dojść do żadnego wniosku, gdy przez kilka następnych minut nikt więcej się już nie odezwał, blondynek przełknął ślinę, nabrał nieco powietrza w płuca, po czym niemrawo wyszeptał:
- K-kim… jes-jesteś?
- Nazywam się Kyuubi no Kitsune. – Odparł głos.
- K-Kyu… Kyuubi??! G-gdzie jessssssteś??!
- Tu. W sercu twojej duszy.
Chłopiec usłyszawszy odpowiedź, zamarł. W mgnieniu oka jego umysł zalała nowa fala myśli w większości składających się z bezużytecznych pytań. Nie mogąc odnaleźć odpowiedzi na zadawane sobie pytania, patrząc w sufit, zamknął oczy i pogrążył się w ciemnościach, zupełnie jakby wiedział, co robi. Gdy po chwili obraz przed oczami chłopca na powrót się rozjaśnił, pierwszym co blondynek zaobserwował, to woda zalewająca jakiś korytarz tak na wysokość jego kolan. Następnym bodźcem jaki został zarejestrowany, to mrugające światło wiszące pod sufitem.
- Gdzie ja jestem?
Spytał i momentalnie zorientował się, że nie odczuwa już dokuczliwego bólu w klatce piersiowej, a jego ciała nie pokrywają liczne bandaże i pomniejsze opatrunki. Nie wiedząc, co się stało, Namikaze nagle usłyszał nieco stłumione echo:
- Podejdź bliżej…
To był ten niski głos, który usłyszał za pierwszym razem. Samemu niewiedzą czemu, Naruto posłusznie zaczął kierować się ku źródle dźwięku, by po chwili stanąć naprzeciw wysokich na dziesięć metrów wrót o złotawo-zielonkawym odcieniu. Liczne ornamenty i zdobienia widniejące na obramowaniach bram powiedziały mu, że muszą one bronić dostępu do czegoś szczególnie ważnego. Lecz po chwili namysłu stwierdził, że one mogą równie dobrze bronić dostępu do czegoś zakazanego, niebezpiecznego i strasznego w jednym. Chłopiec nagle poczuł ogarniający go strach, przerażenie… ale dlaczego? Odpowiedź uzyskał minutę później.
W upiornych ciemnościach panujących z drugiej strony szykownie wyglądających wrót, gdzieś hen daleko, w czarnych odmętach, Namikaze nagle dostrzegł niewyraźny błysk śnieżnego odcienia bieli. Zaciekawiony tym zjawiskiem, ostrożnie podszedł do krat, a gdy przytulił policzek do jednego z prętów grubych na dwadzieścia centymetrów każdy, w mgnieniu oka poczuł na czuprynie podmuch lekko ciepławego powietrza. Spojrzawszy do góry, chłopiec wpierw ujrzał wielki, czarny nos, a zaraz potem kaskadę ostrych kłów wykrzywionych w upiornym uśmiechu. Blondynek od razu zastygł jak słup soli, a gdy po chwili rozglądania się, bez ruszania głową, dostrzegł parę wielgachnych, czerwonych ślepi… aż odskoczył do tyłu z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Upadł na cztery litery w zimną wodę, która momentalnie go otrzeźwiła.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
Odezwał się wyszczerzony pysk, jaki Naruto teraz oglądał ze znacznie bezpieczniejszej odległości. Dziewięciolatek, w momencie gdy chciał się podnieść, niespodziewanie poczuł jak coś unosi go do góry, a gdy spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegł liczne, czerwone bąbelki okalające jego drobną osóbkę.
- C-CO… TO JEST!?
Wystraszył się, a jego ciałem wstrząsnęło kilka silniejszych fal paraliżującego strachu.
- Spokojnie, mały. To tylko moja chakra.
* * *
Korytarzem, z nieco zamyślonym wyrazem twarzy, szedł najpotężniejszy shinobi w całym kraju Ognia. Zaskoczeni pacjenci i zdziwiony personel szpitala, w geście głębokiego szacunku kłaniali mu się, jak najlepiej tylko potrafili. Nie wyprostowywali się póki mężczyzna ich nie minął, bądź nawet, póki całkowicie nie zniknął im z oczu. Blondyn zdawał się kompletnie nie przejmować takim zachowanie ludzi wobec jego osoby. I nic w tym dziwnego. Odkąd został Hokage, zdążył się już do tego przyzwyczaić. Teraz zaś kierował swe kroki ku jednej z sal, pod wejściem której ustawiono dwóch członków elitarnych służb ochrony wioski, by strzegli jedyny i najważniejszy skarb ich zwierzchnika. Gdy zamaskowani shinobi dostrzegli go na horyzoncie, momentalnie się wyprostowali i przybrali pozycje na baczność.
- Spocznij.
Powiedział Minato, jak tylko się do nich zbliżył. Nawet nie zaszczycił ich swym zmęczonym spojrzeniem. Następnie podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Gdy drzwi ustąpiły pod naporem jego ramienia, błękitnym oczom mężczyzny ukazał się niecodzienny i dość przerażający widok, choć on nie dał tego po sobie poznać. Jego dziecko, malutki Naruto lewitował nad szpitalnym łóżkiem. Jego całkowicie zabandażowane ciało spowijała gęsta, jak morze krwi, łuna czerwonej chakry. Taki widok nie jednego wprawiłby w osłupienie, ale na pewno nie kogoś takiego jak Yondaime, choć z drugiej strony… wyraz jego twarzy właśnie o tym świadczył.
ANBU stojący pod wejściem do sali, gdy wyczuli w powietrzu nie ludzkie pokłady krwiożerczo złej chakry, jak na komendę, jednocześnie spojrzeli stojącemu w drzwiach Hokage przez ramiona. Doznawszy tego samego uczucia co Namikaze, po chwili bezsensownego wpatrywania się w… No właśnie, żaden z nich nawet nie wiedział, jak określić to, na co akurat patrzył …Gdy Yondaime mruknął coś pod nosem, szybko wrócili do poprzednich pozycji.
* * *
Chłopczyk stanął na swoich stópkach, a gdy czerwona chakra go okalająca się wycofała, ten podążył za nią wzrokiem i ponownie spotkał się ze spojrzeniem wlepionych w siebie czerwonych ślepi. Wahając się z podjęciem decyzji, co ma robić dalej, po kilku próbach podjęcia tej właściwej, w końcu nieco zbliżył się do złocisto-zielonkawych wrót.
- Kyu… Kyuubi? Tak… masz na… imię?
Wyjąkał Naruto.
- Iiya.[2]
- I jesteś??
- Demonem o dziewięciu ogonach. W woli ścisłości.
W oczach blondynka momentalnie zalśniło przerażenie wywołane usłyszanym określeniem, lecz po chwili mimika jego twarzy uległa diametralnej zmianie. Chłopiec, jak to miał w swoim zwyczaju, szeroko się uśmiechnął. Zdziwienie, jakie błysnęło w oczach Kyuubiego, na obserwowany widok, w pierwszej chwili wprowadziło go w lekki stan osłupienia, lecz niezmywalny uśmiechu blondynka w mgnieniu oka zasiał ukojenie w jego „sercu”. Patrząc sobie prosto w oczy, lis po dłuższej pauzie milczenia zaczął się niecierpliwić, a gdy miał już spytać…
- Yatta![3] Mieszka we mnie najpotężniejsze Bijuu![4]
…niespodziewanie usłyszał przeciągły krzyk wydobywający się z rozdziawionych ust stojącego przed nim chłopca. To stwierdzenie teraz już kompletnie zbiło demona z pantałyku. Gdyby mógł, pewnie z wrażenia umarłby na zawał serca. W mgnieniu oka, wszystkie negatywne uczucia, wywołane zapieczętowaniem go w tym radosnym i roześmianym dziecku, uległy całkowitej degradacji, zapomnieniu, odejściu w niebyt. W ich miejsce natomiast weszły wszech porażające dobro, czułość, troska, a może nawet miłość. Ciepło jakie w szybkim tempie rozsiało się po duszy demona sprawiło, że zaraz z oczu popłynęły mu szczere łzy, jakich nie oddawał od setek lat swego istnienia. Opuściwszy nieco pysk ku podłodze, Kyuubi położył się i z ciepłym spojrzeniem począł obserwować cieszącego się blondynka.
Po kilkuminutowym szaleństwie i odstawianiu różnych dziwacznych póz przed więźniem w własnej duszy, Naruto w końcu się zmęczył, lecz szeroki uśmiech nie zszedł z jego buzi. Odzyskawszy oddech, chłopiec spojrzał na Lisa, po czym splótł palce rąk na pośladkach:
- Skąd się tu wziąłeś??
Kyuubi momentalnie spoważniał.
- Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. Drugim – ja. Nic nie bierze się z przypadku, dzieciaku. Niektóre sprawy są zbyt zawiłe, by można poznać na nie odpowiedzi, nie będąc na to przygotowanym.
Blondynek zrobił minę, jakby nie wiele zrozumiał z tego, co powiedział do niego demon, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Myśląc przez chwilę nad zadaniem kolejnego pytania, młody Namikaze zaraz ponownie szeroko się uśmiechnął:
- A ile ty masz lat?
- Jestem już w takim wieku, że jeśli ktoś mi każe włożyć skarpetki, nie będę musiał tego robić. – Kyuubi zaśmiał się gardłowo, Naruto natomiast zrobił obrażoną minę, gdyż nie specjalnie spodobała mu się ta trochę wymijająca odpowiedzi. Już druga. Lis uspokoiwszy się, widząc naburmuszony wyraz twarzy chłopca, po chwili ponownie krótko się zaśmiał, po czym powiedział: – Gniewem niczego nie osiągniesz. Ważne jest by nigdy nie przestwać pytać. Ciekawość nie istnieje bez przyczyny. Wystarczy więc, jeśli spróbujemy zrozumieć choć trochę tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie trać świętej ciekawości, Naruto. Kto nie potrafi pytać, ten nie potrafi żyć.
Naruto patrzył na Lisa, nie do końca rozumiejąc, o czym on mówi. Czuł jednak, że może mu zaufać, że ten go nie skrzywdzi.
- Kyuu… czy w ciągu swojego życia widziałeś coś ciekawego??
- Jak wszyscy wielcy podróżnicy, widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem. – Kolejna nie zbyt zrozumiała, dla dziewięciolatka, odpowiedź.
- Jesteś nie dobry!
- Hmm?
- Czemu cały czas odpowiadasz mi wymijająco!?
Naruto założył ręce na piersi i udał śmiertelnie obrażonego.
- Najciekawsze pytania wciąż pozostają pytaniami. Kryją w sobie tajemnicę. Do każdej odpowiedzi trzeba dodać „być może”. Tylko na nieciekawe pytania można udzielić ostatecznych odpowiedzi.
- Ale dlaczego!?
- Bo tak naprawdę jedyna droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz.
W tym momencie Kyuubi miał rację. Żeby odpowiedzieć chłopcu na choćby pierwsze pytanie, Dziewięcioogoniasty musiałby przyznać, że to jego własny ojciec zapieczętował w nim demona. I że dlatego mieszkańcy wioski tak go nienawidzą. Nie chciał tego robić. To wciąż było dziecko, które nie było niczemu winne. Demon nie miał sumienia niszczyć jego życia okrutnymi słowami. Właściwym było, aby takie wyjaśnienia zrzucił na Yondaime. W końcu, to on jest ojcem chłopca.
Między rozmawiającymi zapadła pełna napięcia i wyczekiwania na kolejne słowa, cisza. Naruto kalkulując w główce wszystko to, co przed sekundą dane było mu usłyszeć, doszły do jego uszu słowa wypowiedziane poważnym tonem:
- Naruto… niech ta rozmowa pozostanie tylko między nami. Dobrze? – Chłopiec w odpowiedzi kiwną główką. – Oczywiście możesz do mnie przychodzić kiedy tylko zapragniesz. Z miłą chęcią zawsze z tobą porozmawiam, a teraz lepiej wracaj już do rzeczywistości.
* * *
Stojący w nadal otwartym wejściu Yondaime, wyszedł z osłupienia jakie nim zawładnęło i zamknął za sobą drzwi. Widząc, jak jego synek powoli opada ku posłaniu, a spowijająca go łuna krwisto-czerwonej chakry zaczyna znikać, mężczyzna ostrożnie podszedł bliżej łóżka. Siadając na krześle stojącym obok i patrząc na spokojny wyraz twarzy chłopca, blondyn zaczął zastanawiać się… czy to, co przed chwilą widział, to było wywołane ujawnieniem się demona przed Naruto, czy może wręcz nie dokładnie wykonana pieczęć, te dziewięć lat temu? Nie mogąc odnaleźć sensownego wytłumaczenia, gdy zamknięte powieki młodego Namikaze drgnęły, a po chwili się uniosły i ukazały światu błękitne tęczówki chłopca, Minato jak na zawołanie przysunął się bliżej niego.
- Otousan?[5]
- Tak syneczku. Jestem tu.
Mężczyzna chwycił w dłoń drobną rączkę chłopca, po czym przytyli ją wierzchnią stroną do swojego policzka, jednocześnie drugą ręką gładząc malca po złocistej czuprynie.
- Dlaczego?? Dlaczego mnie to spotyka??
Blondynkowi po policzkach ściekło kilka samotnych łez. Minato milczał. Głaszcząc chłopca po główce, jednocześnie bił się z własnymi myślami. – Czy powiedzieć synowi prawdę, czy też wykręcić się sianem? – Gdy patrzący na niego blondynek zamruczał domagając się odpowiedzi, w końcu postawił na tą drugą opcję:
- Widzisz skarbie, niektórzy lubią zadawać ból innym.
- A-ale dlaczego akurat ja?
- Na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć, kochanie. – Mężczyzna na chwilę odwrócił wzrok, by spojrzeć za okno. Wsłuchując się w świergot ptaków i szum wiatru w konarach drzew rosnących tuż przy oknie sali malca, gdy poczuł delikatne pociągnięcia za swój płaszcz, na powrót spojrzał na Naruto i uśmiechnął się smutno. – Ale z drugiej strony, odpowiedź na twoje pytanie jest bardzo prosta. Inni krzywdzą cię ze względu na twoją pozycję jako mojego syna.
Chłopiec chyba zrozumiał odpowiedź, bo odwzajemnił smutny uśmiech ojca, po czym bez słowa wyciągnął do niego ręce. Starszy blondyn momentalnie przytulił do siebie swoją przylepę, szepcząc uspokajające słowa do jego uszka, po czym na powrót ułożył chłopca na posłaniu.
- A teraz prześpij się, mały. Tata musi wracać do pracy, ale odwiedzę cię jutro.
- Hai!
Naruto szybko odwrócił się na bok, wtulił policzek w miękką poduszkę i z godnie z prośbą ojca, udał się w objęcia Morfeusza. Minato tym czasem popatrzył jeszcze przez chwilę na blondynka, wstał, po czym zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi:
- Wybacz mi, Naruto.
Szepnął nie odwracając się i wyszedł z pomieszczenia. Na korytarzu ciężko oparł się o ścianę chowając twarz w ramionach. Chwilowy stan depresyjny wytrącił go z równowagi psychicznej, lecz mężczyzna nic nie dał po sobie poznać. Ku swej uldze, stojący na straży ANBU nic nie powiedzieli. Zachowali się tak, jakby chwili słabości swojego przywódcy nie zauważyli.





[1] Gakkō (jap.) – szkoła
[2] Iiya. (jap.) – (zwyczajne) Tak.
[3] Yatta! (jap.) – Hura
[4] Bijuu. (jap.) – Ognista bestia.
[5] Otousan (jap.) – Tata, ojciec.

13 komentarzy:

  1. Super :) Z niecierpliwością czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie się zaczyna. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no ... Zupełnie inne podejście do sprawy niż w tamtym opowiadaniu, choć są elementy podobne. Zobaczymy jak będzie dalej. Trzymam kciuki - może będą 2 serie równolegle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale podobieństw nigdy nie uda się uniknąć. W każdej notce zapewne znajdziesz coś, co zostało już wykorzystane w mojej innej historii. To jest nieodzowny element całej twórczości. :D - Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  4. Podoba mi się. lubię takie historie,gdzie naruto jest poniewierany. także, mogłabym prosić o informoanie na tym blogu? mój nr gg; 38003609

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: Wyśmienita fabuła. A raczej początek fabuły. Pomysł wręcz genialny ! :) Bardzo mi się podoba i w sumie interesuje mnie jak to się dalej potoczy. Naruto Namikaze ka ? Hmm będzie ciekawie :] i Kyuu już od razu taki dobroduszny? To również mi się bardzo podobało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobre opowiadanie, mam nadzieję że Naru-chan będzie zimnym chamem bez serca :)To będzie NaruSaku? Czy po prostu blog o Naruto? Whatever, czekam na następne części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem nie powiem wam, z kim zwiąże się Naruto, choć zapewne dowiecie się tego już z notki III lub IV, nie pamiętam dokładnie. - Dziękuję za komentarze.

      Usuń
  7. Notka super, juz mi się ten blog podoba :D
    Aż chce się dostać 50 kolejnych rozdziałów i czytać jak dobrą książkę ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. W zasadzie... Powiem szczerze. Piszesz już od bardzo długiego czasu i jest w tym to coś. Potrafisz genialnie wtopić w swą twórczość, utrzymać w nastroju, jaki formujesz już na samym początku. Dobierać zdania z bardziej wykwintnych słów, że tak to ujmę, stworzyć z nich prostą i lekką powieść. Nie mam, więc żadnego "Ale" do twych opowiadań, choć czasami pojawiają się jakieś błędy, jak u każdego, nikt nie jest przecież idealny... Jest jednak jeden problem, który muszę ci wypomnieć, bo już tym po prostu rzygam... Przeszkadza mi twoja osoba. Przepraszam cię bardzo, jeżeli cię to urazi, jednak powiedzieć to muszę i zaryzykuję. Sądzę, że za bardzo wychwalasz swój talent i stajesz się blogerem o dość narcystycznych poglądach. Piszesz, jakby twoja sztuka była idealna i wzbudzała w innych coś na przykład euforii, gdy ją czytają, że nie da się powiedzieć tego zdania "Nie podoba mi się". Od razu wyskoczysz z armią swoich czytelników i jak to kiedyś określiłeś " zmieszasz go z błotem". Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie i ja to robię. Nie podoba mi się, jak się traktujesz, jaką przewagę i wyższość sobie nadajesz. Ja oczywiście, jestem niczym w porównaniu z tobą, jednak znam dużo lepszych od ciebie i dlatego musiałam to napisać. Leżało mi to na sercu i przepraszam cię jeszcze raz, jeżeli ci to przeszkadza. Jest to tkliwa sprawa, ale musiałam ci to wypomnieć i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że nie jestem zaskoczony tą krytyką i dziękuję Ci za nią. Wiele osób mówi mi, że nie brakuje mi skromności w wychwalaniu swoich umiejętności. Ale ja to robię tylko na pokaz. Żeby było jasne, nigdy nie uważałem się za idealnego, pozbawionego wad twórcę. Jestem tylko amatorem. Samoukiem, który tak naprawdę nie ma bladego pojęcia o pisaniu dobrych opowieści. Cały czas uczę się, jak dobrze pisać... po części, jak być najlepszym. I wiesz, co? Pewnie nigdy się tego nie nauczę. Już zawsze będę samoukiem-amatorem o nieco, jak to określiłaś, narcystycznym podejściu do swojego ego. - Pozdrawiam i dziękuję za konstruktywną krytykę oraz za przypomnienie mi kilku ważnych spraw.

      Usuń
    2. Cieszę się, że dorośle przyjąłeś moją uwagę i zastanowiłeś się nad jej treścią. Nie miałam zamiaru wszczynać żadnych konfrontacji i namiętnie wymieniać twoich wad. Dziękuję, że odebrałeś to we właściwy sposób i również pozdrawiam.

      Usuń
  9. Fajna notka , szkoda że nie dokończyłeś tamtej historii

    OdpowiedzUsuń