Troję przyjaciół przechadzało
się uliczkami, zazwyczaj przeludnionego miasta, lecz tego dnia spotkali na swej
drodze zaledwie kilku mieszkańców. I nic w tym dziwnego, gdyż od rana z nieba
gęsto spadały płatki białego puchu. Dodać do tego jeszcze porywisty wiatr i
straszny mróz, a zamieć gotowa. Nikt specjalnie nie lubił takiej pogody, ale
ona chyba im nie przeszkadzała. Toichi wręcz wyglądał na bardzo zadowolonego,
co nie umknęło czujnej uwadze młodego jinchuuriki:
- Z czego się tak cieszysz?
Zainteresował się blondyn, czym
zwrócił uwagę panny Tatsuyi. Białowłosy odwrócił twarz w ich stronę, w oczach
tańczyły mu radosne iskierki, a z ust nie schodził zawadiacki uśmieszek. Nic
nierozumiejący Naruto i Saori wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Toichi, czy wszystko w
porządku?? – Spytała fioletowooka zaniepokojonym tonem.
- Wiecie, co mi ta pogoda
przypomina?
Białowłosy w końcu raczył się
odezwać, a jego słowa w sposób szczególny podziałały na jego przyjaciół. Dokładnie
taka sama aura była w dniu ich pierwszego spotkani przed trzema laty, gdy
Naruto i Saori wspomogli nieznajomego chłopaka w gryzącym go problemie.
~ ~ ~ ~
Dwoje
siedemnastolatków właśnie wracało ze wspólnego treningu, wymieniając między
sobą ciche uwagi i spostrzeżenia, gdy niespodziewanie słoneczna pogoda uległa
znacznemu pogorszeniu. Niebo zasnuły ciemne, burzowe chmury, z których wkrótce
zaczął prószyć biały puch. Niby z pozoru bezpieczny opad, lecz gdy zerwał się
silny wiatr, spokojny spacerek przemienił się w walkę o utrzymanie równowagi,
przy jednoczesnym przedzieraniu się przez istną białą zasłonę. Gdyby nie ciepłe
płaszcze z szerokimi kapturami, jakie mieli przy sobie, długo w takiej pogodzie
by nie wytrzymali.
Naruto,
dzięki treningowi w kontroli drzemiącej w nim potęgi, przywołał do oczu
odrobinę chakry demona, by poprawić sobie widoczność, gdy nagle usłyszał w
pobliżu odgłos jakiejś walki. W pierwszym momencie pomyślał, że to gwizdanie
wiatru hulającego wśród szczytów pobliskich gór, lecz zaraz odgonił taką myśl i
uważniej wsłuchał się w odgłosy natury. Wyraźny brzdęk metalu, czyjś krzyk i
ryk drapieżnika sprawiły, że się zatrzymał. Zaalarmowana Saori również stanęła
i poczęła nasłuchiwać, jednocześnie szykując łuk i pęk strzał.
-
Czy to odgłosy walki? – Spytała, dostrzegłszy zmianę w wyglądzie oczu blondyna.
Dziewczyna
już zdążyła się oswoić z myślą, że jej kompanem jest jinchuuriki. Nigdy
wcześniej nie miała sposobności poznania kogoś podobnego, przez co jej wiedza
na ten temat była bardzo ograniczona, co też wiązało się z raczej nieprzychylnym
nastawieniem do takich ludzi. Lecz, gdy poznała Namikaze bliżej, dowiedziała
się, że jako nosiciel demona nie różni się niczym szczególnym od zwykłego
zjadacza chleba. Zawsze uśmiechnięty, pozytywnie do świata nastawiony, cały
Naruto. Jednakże rzeczywiste nastawienie blondyna do otaczającego go świata było
bardziej skomplikowane, w co panna Tatsuya na razie nie wnikała.
-
Tak, Saori. Myślę, że powinniśmy to sprawdzić.
Blondyn
uśmiechnął się do kunoichi, sięgnął po swój miecz i szybko zaczął przedzierać
się przez śnieg, kierując się w stronę słyszanych dźwięków. Bruneta szła tuż za
nim. Po jakich dwudziestu minutach oboje trafili do krawędzi małego wąwozu z
jednej strony zamkniętego wielką górą, z drugiej zaś spadającego w przepaść. W
zamkniętej części oglądanego wąwozu, Naruto dostrzegł sylwetkę jakiegoś
białowłosego chłopaka broniącego się krótkim mieczem, przed wściekłymi atakami
białego niedźwiedzia. Dzięki nagromadzonej w oczach chakrze Kyuubiego, blondyn
był wstanie dostrzec, że nieszczęśnik ledwo już trzymał się na nogach, a jego
poszarpane ubranie już nie spełniało swojego docelowego zadania w ochronie
przed silnym mrozem. Rzuciwszy krótkie spojrzenie stojącej obok Tatsuyi, Naruto
skumulował chakrę w podeszwach stóp i szusem po ścianie wąwozu zjechał na dół.
Saori tym czasem skierował się wzdłuż krawędzi, by się wkrótce znaleźć mniej
więcej na wysokości górskiego miśka i jego ofiary.
Namikaze
powoli zbliżył się do niedźwiedzia zachodząc go od tyłu, lecz ten go chyba
usłyszał, bo się gwałtownie odwrócił i nie zważając na długą klingę katany,
skierowaną w swoją stronę, rzucił się do ataku. Białowłosy chłopak, widząc, że
ktoś w końcu przyszedł mu na pomoc, wycieńczony wielogodzinną ucieczką, a potem
obroną przed ostrymi jak brzytwa szponami dzikiego zwierza, teraz padł na
kolana, lecz ostatkiem sił powstrzymał się przed utratą przytomności. Poranione
ramiona piekły go niemiłosiernie, dlatego też, gdy wypuścił z ręki oblepiony
krwią wakizashi, poczuł przyjemną ulgę. Nagle pojawiła się tuż przy nim jakaś
brązowowłosa dziewczyna, delikatnie wzięła go pod ramię i równie szybko
wyskoczyła do góry, by sekundę później miękko wylądować na szczycie wąwozu. Gdy
Namikaze to dostrzegł, w okamgnieniu odskoczył od niedźwiedzia, przed atakami
którego bronił się przez ostatnie minuty, schował miecz i zawiązał pieczęci:
-
Hyouton, Kokuryuu Boufuusetsu! – Blondyn wystawił przed siebie ramiona, z
których momentalnie wystrzelił czarny, lodowy smok o czerwonych ślepiach,
atakując i przeszywając na wylot, ryczącego w niebogłosy, drapieżnika. Zadowolony
Naruto, iż od kilku miesięcy trenowane jutsu, w końcu zadziałało tak, jak
powinno, po chwili upadł twarzą w śnieg, cały spocony i ciężko dyszący. Tak
zaawansowana technika pożerała ogromne ilości chakry, czego siedemnastolatek wcześniej
nie był świadom, a o czym teraz się przekonał.
~ ~ ~ ~
Ocalony chłopak przedstawił się
jako Toichi Hayate i okazał się być synem jednego z generałów Lorda Feudalnego
kraju Śniegu. Tamtego dnia wybrał się w pobliskie góry, by dowieść swego
męstwa, a żeby tego dokonać, porwał się na wyeliminowanie białego niedźwiedzia
zamieszkującego górskie jaskinie. Niestety, przeliczył się. Gdyby Naruto i
Saori wtedy go nie usłyszeli, marny byłby jego los, a tak, każde z nich zyskało
nowego przyjaciela.
- Swoją drogą, czy wytrenowałeś
się już w tym lodowym jutsu na tyle, by moc go używać więcej, niż tylko jeden
raz na pięć godzin? – Toichi przerwał narastającą ciszę.
- Mówisz o Kokuryuu Boufuusetsu?
– Spytał blondyn, a Hayate przytaknął kiwnięciem głową. Jounin zastanowił się
chwilę, przypominając sobie wszystkie godziny, które poświęcił w tym celu i
odpowiedział: – Tak, a przynajmniej, tak mi się wydaje.
- To tak czy nie? Zdecyduj się.
- O co Ci chodzi, Toichi!? –
Uniósł się Naruto nie rozumiejąc, do czego dąży piwnooki. – Czemu Cię to tak
nagle zaczęło interesować!?
- Ponieważ to jutsu jest
fenomenalne. – Chłopak odparł z delikatną nutą ekscytacji w głosie. – Może Ci
się to wydać dziwne, ale sam próbowałem się go nauczyć, lecz z mizernym
skutkiem i wybacz, jeśli Cię z denerwowałem, Naruto. A pytam, bo chciałbym je
jeszcze kiedyś zobaczyć.
Piwnooki uśmiechnął się
pojednawczo.
- Skoro już o tym mówimy, to czy
musiałeś wtedy zabijać tego niedźwiedzia? – Do rozmowy włączyła się dotychczas
milcząca, panna Tatsuya. – Równie dobrze, gdy zabrałam Toichiego, mogłeś
zwyczajnie odstąpić.
- Ej! Już o tym rozmawialiśmy!
Wiem, że nie musiałem go zabijać, ale nie mogłem się wtedy powstrzymać.
Nadarzyła się idealna okazja do wypróbowania nowo poznanej techniki i to
wykorzystałem. – Namikaze wyjaśnił tą samą kwestię już po raz setny. – Wiem,
jak bardzo kochasz każde boskie stworzenie, Saori, dlatego też już wtedy Cię za
to przeprosiłem. Czy znowu mam się przed tobą płaszczyć?
- Byłoby miło. – Dziewczyna zachichotała
cichutko widząc jego minę, po czym ruszyła przodem, by nie prowokować
przyjaciela do kolejnych narzekań. Naruto tym czasem spojrzał z pode łba na
białowłosego, który w odpowiedzi wzruszył ramionami i po chwili dołączył do
brunetki.
- Idziesz, Naruto?? – Krzyknęła
fioletowooka.
Blondyn wyrwany z zamyślenia,
ruszył z miejsca, gdy niespodziewanie coś przecięło mu drogę. Słysząc głuchy
stukot po swojej lewej, zwrócił wzrok w tamtą stronę. Z drewnianego poszycia
budynku, pod którym jeszcze przed sekundą stał Naruto, wystawała półmetrowej
długości strzała. Wokół promienia owinięty był jakaś papier opatrzony czerwoną pieczęcią.
Dwudziestolatek wyrwał grot ze ściany i odwinął wiadomość. Po kilkunastu
sekundach spalił papier przy pomocy chakry Kyuubiego.
- Co tam było napisane? – Spytał
Hayate, gdy Naruto się zbliżył.
- Mamy zadanie. Około godzinę temu,
burza śnieżna zaskoczyła czworo turystów z kraju Ognia, którzy zgubili drogę w
przygranicznym lesie na południowy wschód od Kawa no Rei[1]. –
Namikaze odparł obojętnym tonem. – Isamu-sama chce, żebyśmy to sprawdzili i w
razie potrzeby udzielili im pomocy.
* * *
Szpiedzy Lorda Feudalnego kraju
Śniegu nie mylili się. Przez sosnowy las w śniegu po pas, przedzierało się
czworo ludzi w grubych płaszczach z symbolem Konoha na plecach. Lecz nie byli
to żadni turyści, lecz jedna świetnie wyszkolona kunoichi i troję jej uczniów.
Z powodu niesprzyjającej pogody, nie mogli skakać po drzewa, co bardzo
wydłużało podróż.
Ino od przeszło godziny
miętoliła w ustach przekleństwo, obarczając samą siebie winą za nie znalezienie
miejsca, gdzie mogliby przeczekać tak fatalną pogodę. Za każdym razem, gdy się
oglądała, by spojrzeć na geninów, widziała jak trzęśli się z zimna i wilgoci.
Martwiło ją to bardzo, gdyż z medycznego punktu widzenia wiedziała, iż dzielił
ich już tylko jeden krok od przeziębienia się. A to, jak wiadomo,
przekreśliłoby powodzenie ich misji już na samym jej początku.
- Sensei… Kiedy zatrzymamy się na
jakiś nocleg? – Dziewczyna usłyszała drżący głos Mari. Masashi i Kichiro
poparli przyjaciółkę żałosnymi mruknięciami, które raczej brzmiały, jak
burczenie w brzuchach.
- Za chwilę.
Padła krótka odpowiedź, która
nikogo nie usatysfakcjonowała, lecz na chwilę obecną musiała im wystarczyć.
Dopóki Yamanaka nie odnajdzie tego, za czym rozglądała się już od jakiegoś
czasu, to genini nie dostaną niczego lepszego. Blondynka właśnie zebrała się w
sobie, by udzielić podopiecznym nieco więcej słów otuchy, gdy w końcu
dostrzegła w leśnej gęstwinie miejsce, w którym mogliby się schronić. Wśród
pary starych drzew z ziemi wystawały trzy olbrzymie skały, które spotykały się u
szczytu, tworząc w ten sposób całkiem przyjemne gniazdko z jednej strony
otwarte. Całość przykrywała zamarznięta ściółka i świeża warstwa białego puchu.
Medyczka szybko skierowała się w
tamtym kierunku, genini zaś twardo podążyli za nią. Po chwili, trzęsąc się z
zimna, z cichym westchnieniem ulgi spoczęli we wnętrzu, szczelnie opatuleni swoimi
płaszczami. Ino chwilę zastanawiała się, jak i z czego rozpalić ognisko, by
mogli się przy nim ogrzać i wysuszyć ubrania, lecz nic nie wymyśliła. Sama była
mokra i zziębnięta. W palcach rąk niemal nie miała czucia. Próba ogrzania ich
za pomocą leczniczej chakry spełzła na niczym. Chcąc przywrócić krążenie
zaczęła forsownie nimi poruszać, a gdy po kilku minutach poczuła delikatne
mrowienie w koniuszkach palców, na twarzy zagościł jej mimowolny uśmiech
triumfu. Spojrzawszy na geninów, dostrzegł, że cała trojka bacznie się jej
przyglądała. Wyglądali, jakby na coś czekali.
- Przydałoby się ognisko. – Mruknął
Kichiro, jakby od niechcenia.
Yamanaka posłała mu smutny uśmiech,
po czym zacisnęła dłonie, że aż jej kostki pobielały. Kiedy nikt nic nowego nie
oddał, poprawiła kaptur i bez słowa wyjaśnienia wyskoczyła z kryjówki w śnieżną
zamieć, zostawiając zdziwionych trzynastolatków w poczuciu porzucenia.
Jednakże, dziewczyna wróciła po niecałych dwudziestu minutach z kilkoma
kawałkami drewna pod pachą i cieńszymi patykami w dłoniach. O dziwo, wszystko
rozpaliło się od pierwszej iskry, a młodzież nie dociekała, gdzie kunoichi
znalazła opał. Najważniejsze było to, że wreszcie mogli się ogrzać.
* * *
- Mam już serdecznie dość, tej
całej śnieżycy! Nie dość, że raz wieje od przodu, a zaraz potem od tyłu, to
jeszcze śnieg wsypuje za kołnierz! Czy choć jeden raz nie mogłoby być
spokojniej?! – Wściekał się Toichi, strzepując biały puch z ramienia. – I gdzie
są Ci przeklęci turyści?!
- Może założysz kaptur na głowę?
– Zaproponowała Saori.
- Nie, dzięki. Jest mi w nim za
gorąco i ogranicza widoczność do minimum.
- Widoczność, i tak mamy
ograniczoną. – Sprostował Naruto. – A nasi turyści zapewne się gdzieś skryli,
bo kto chciałby w taką noc podróżować, po za naszą trójką? Zresztą, prawdę
mówiąc, tacy z nich turyści, jak ze mnie Mroczny Żniwiarz.
- Co masz na myśli? – Spytał
Hayate.
- A to, że w wiadomości od Daimyo
nie było mowy o żadnych turystach z kraju Ognia. – Przyznał, nawet na nich nie
spojrzawszy. – To shinobi Konoha-Gakure no Sato.
- Shinobi? – Zdziwiła się
fioletowooka, lecz zaraz spoważniała i dodała z wyczuwalnym żalem w głosie: – Okłamałeś
nas! Ale, dlaczego? Czy to ma jakiś związek z twoją ucieczką osiem lat temu?
Przyznaj się, Naruto!
Blondyn milczał, nieprzerwanie
brnąc przed siebie. Rozpościerające się nad ich głowami niebo dawno już
poczerniało i zaświeciły na nim pierwsze gwiazdy, zwiastując rozpoczęcie się
pory nocnej. Gwałtowny wiatr z silnym opadem białego puchu, jaki miał miejsce w
ciągu dnia, nieco zelżał, lecz nie do końca. Śnieżna zamieć wciąż zostawiała po
sobie ślad na płaszczach trojki przyjaciół i drodze, jaką wspólnie przebyli,
dokładnie kamuflując tropy.
- Boisz się konfrontacji z
przeszłością, mam rację? – Saori nie odpuszczała.
- Nazywaj to, jak chcesz. –
Namikaze pozostawał obojętny.
- Nie rozumiem. – Mruknął piwnooki.
– Popraw mnie, jeśli się mylę… Przez cały czas naszej znajomości i przed nią,
próbowałeś zapomnieć o bólu, jaki doświadczyłeś w młodości, a za jaki odpowiada
twój ojciec. W czasie ostatnich lat poznałeś wielu nowych ludzi, których
obdarzyłeś szczerym zaufaniem, zdradzając im swój największy sekret. Oni zaś zapewnili
Ci dach nad głową, przyjmując Cię z otwartymi ramionami. Saori była jedną z
pierwszych, której zaufałeś, a która obdarzyła Cię swoim zaufaniem. Potem
przyszła kolej na mnie. – Kiedy blondyn nie zaprzeczył, białowłosy mówił dalej.
– A teraz, gdy się okazuje, że przybywa tu drużyna z Konoha, okłamujesz nas.
Gdzie się podziało twoje zaufanie do nas? Jeśli myślisz, że się nie postawimy w
twojej obronie, gdyby ta drużyna miała na celu i chciała zabrać Cię z powrotem
do domu, to jesteś w wielkim błędzie.
Naruto zatrzymał się. Tatsuya i
Hayate zrobili dokładnie to samo, tylko pół metra za nim. Nie wiedzieli, co
chłopak zamierzał zrobić, lecz mieli nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
Przedłużające się milczenie blondyna sprawiło, że mroźna noc szybko dała się im
we znaki.
- Przepraszam. – Jinchuuriki w
końcu się odezwał, a jego słowa wywołały pojawienie się delikatnego uśmiechu na
twarzach Saori i Toichiego. Chłopak spojrzał na nich. – Popełniłem w życiu
wiele błędów, a jednym z nich, była próba… zdradzenia was. Wybaczcie mi, a
obiecuję, że się to już nigdy nie powtórzy.
- Naruto… Ty nie próbowałeś nas
zdradzić, tylko na swój specyficzny sposób uchronić nas przed problemami Cię
trapiącymi. – Fioletowooka podeszła do niego tak blisko, że ich twarze dzieliły
tylko centymetry. Przez cały czas serdecznie się do niego uśmiechała. – Po za
tym, dlaczego mielibyśmy Ci nie wybaczyć? Każdy popełnia błędy.
- No właśnie, przyjacielu! Nie łam się! – Krzyknął
radośnie Toichi, klepiąc blondyna po ramieniu i szybko dodał: – A teraz chodźmy
wreszcie odnaleźć tych shinobi Konoha!