sobota, 7 kwietnia 2012

Kitsune no Komichi - Chapter V

W koło panowała głucha, nieprzenikniona i niczym nie zakłócona cisza. Już dawno temu złociste promienie schowały się za horyzontem, a wszelka zwierzyna ułożyła się do snu. Przez gęsto porośnięte lasy kraju Ognia z ze zwykłą dla siebie prędkością, przemieszczały się cztery cienie, niestrudzenie zmierzające ku granicy.
- Sensei, kiedy zrobimy postój?
Zajęczał Kichiro, który jako jedyny z całej drużyny od ponad godziny narzekał na bolące go nogi. Niestety skacząca na przedzie Ino zdawała się nie reagować na jego błagalny ton. Zupełnie jakby specjalnie go ignorowała lub po prostu była tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zwracała większej uwagi niż powinna na otaczający ją świat. Inną, bardziej prawdopodobną przyczyną jej nie reagowania na wołanie swojego podopiecznego, była chęć w jak najkrótszym czasie znalezienia się, jak najbliżej celu wykonywanej misji.
- Ino-sensei, zapadła już noc i powinniśmy zrobić postój, by jutro mieć siły na dalszą podróż. – Nagle z blondynką zrównała się podopieczna jej kunoichi.
- Masz rację Mari, przepraszam.
Otrząsnęła się Yamanaka, po czym zeskoczyła na ziemie. Genini momentalnie poszli w jej ślady i już po chwili zajmowali się rozkładaniem namiotów. Następnie, Masashi wraz z Kichiro poszli nazbierać chrustu na ognisko, a „kobiety” zajęły się przygotowywaniem posiłku.
- Sensei, mam pytanie.
- Słucham?
- Kiedy sensei zdradzi nam szczegóły misji? Wiem, że jestem zbyt dociekliwa, ale łatwiej byłoby mi i chłopakom z panią współpracować, gdybyśmy tylko wiedzieli dokąd zmierzamy? – Spytała Adachi przez cały czas bacznie obserwując siedzącą koło niej blondynę.
Yamanaka odwzajemniła jej spojrzenie, po czym nieznacznie się uśmiechnęła.
- Gomennasai, Mari. Widzisz, sprawy mają się tak, że… trzy dni temu dowiedziałam się o swoim awansie na Jounina. Nie wyszłam jeszcze z szoku, jaki mnie wtedy dopadł, a już dostałam własną drużynę pod opiekę. Kompletnie nie byłam na to wszystko przygotowana. Na dodatek teraz otrzymaliśmy misję, którą tak naprawdę powinni wykonać Chuunini, ale Hokage-sama powiedział, że tylko nas ma akurat pod ręką i nie jest ważne, że jesteśmy nie doświadczeni.
- Ale sensei jest doświadczona! – Zaprotestowała zielonooka. – Zostanie Jouninem to przecież nie lada wyczyn. Z tego co mi wiadomo, aby uzyskać taką rangę trzeba wielkich umiejętności, wiedzy i w ogóle… predyspozycji.
- To prawda. Ale nie można zapomnieć, że to jest mój pierwszy raz.
Powiedziała Ino i spoważniała na twarzy. Pomiędzy rozmawiającymi na powrót zagościła głucha cisza, a pięć minut później z lasu wyszło dwóch geninów obładowanych sporą ilością drewna, które rzucili na jedną kupę nieopodal miejsca rozłożenia namiotów. Młody potomek klanu Satake zajął się przygotowywaniem źródła światła i ciepła. Gdy kilkanaście patyków skrzętnie ułożył w niewielki stosik w kształcie stożka dokładnie w środkowej części noclegowego poletka, dyskretnie rozejrzał się do koła. Kiedy był pewny, że nikt akurat na niego nie patrzy, na powrót spojrzał ku ognisku i zaraz szybko złożył kilka pieczęci:
- Katon, Ryuuka no Jutsu. – Szepnął, przystawił dwa palce prawej ręki do ust i dmuchnął strużką żywego ognia, przez cały czas bacznie pilnując ilości zużywanej chakry. Kilka minut później z dumą wymalowaną na twarzy, Masashi usiadł po turecku przy płonącym stosie drewna. W jego ślady po chwili poszli pozostali członkowie drużyny trzynastej. Kichiro usiadł po jego lewej stronie, a Mari po prawej. Yamanaka zaś zajęła miejsce po przeciwnej stronie ognia. Gdy już się usadowiła, momentalnie odnotowała, że genini bacznie się jej przyglądają.
Czując na sobie presję wywołaną przeszywającym wzrokiem trójki uczniów, dziewczyna po chwili nieznacznie się uśmiechnęła, po czym w trybie natychmiastowym opanowała lekko już panikujące nerwy. – Tylko spokojnie. To nic takiego. Rób dokładnie to samo, co Asuma-sensei przed laty z nami. – Powtórzyła w myślach słowa Shikamaru, z którym rozmawiała dzień wcześniej. Dziewczyna odetchnęła kilkakrotnie i w końcu się odezwała:
- No dobrze. Może zacznijmy od początku. Powiedzcie mi coś o sobie.
- Ale co, sensei? – Spytała Mari.
- No, jak się nazywacie, co lubicie, a czego nie, jakie są wasze marzenia, hobby.
Ino wyjaśniła spokojnym głosem, cały czas obserwując reakcje geninów. Brązowooki w ogóle nie zareagował, fioletowooki uśmiechnął się od ucha do ucha, a zielonooka otworzyła usta by zadać kolejne pytanie, lecz Yamanaka ją uprzedziła:
- Wiem, co chcesz powiedzieć, Mari. Mam wam pokazać, jak to ma wyglądać, tak?
Młodzi adepci Akademii pokiwali zgodnie głowami.
- Dobrze. Moje nazwisko już znacie… Lubię wiele rzeczy, ale za to nie znoszę nieposłuszeństwa i ignorowania mojej osoby. Mojego hobby wam nie zdradzę, a moim marzeniem jest w końcu wyjść z cienia Haruno Sakury. Zakładam, że wiecie o kim mówię? – Ino uśmiechnęła się nieznacznie, po czym dodała półgłosem, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. – Jak ja nie cierpię tej lafiryndy! Dobra. Moje ostatnie słowa puśćcie w niepamięć.
- Mhm. – Genini pokiwali głowami, każdy uśmiechając się na swój własny sposób. Ino tym czasem ponownie odetchnęła kilka razy głębiej.
- Teraz wasza kolei. – Powiedziała, po czym wypięła pierś do przodu i wskazała ręką na fioletowowłosego.
- Hai! Nazywam się Horigoshi Kichiro. Uwielbiam jeść ramen i odbywać wyczerpujące treningi z przyjaciółmi lub w pojedynkę. Jest mi to obojętne. Nie cierpię natomiast nudy. Na przykład czytanie książek… to jest dobre dla frajerów! – Tu chłopak spojrzał spode łba na siedzącego obok, Masashiego.
- A jakie jest twoje marzenie?
- Hmm… w przyszłości chcę zostać łowcą w elitarnym oddziale ANBU! – Krzyknął płosząc tym ptactwo siedzące w konarach pobliskich drzew.
- Rozumiem. Dobrze, teraz ty. – Ino wskazała na czerwonowłosą.
- Hai, sensei! Nazywam się Adachi Mari. Lubię spotykać się z przyjaciółmi oraz trenować taijutsu w czym jestem całkiem dobra. Nie cierpię natomiast ważniaków, myślących że są niewiadomo kim. Mam tu na myśli czterech moich starszych braci, którzy zawsze strasznie mi dokuczali. Gdyby nie wsparcie ze strony naszej haha[1], już dawno bym sfiksowała. – Kunoichi uśmiechnęła się nie znacznie. – Z kolei, moim marzeniem jest udowodnić braciom, że potrafię im dorównać. Że przez to, iż jestem dziewczyną, nie jestem od nich gorsza w byciu ninja Konoha-Gakure no Sato.
Po wypowiedzi Mari zapanowała dłuższa przerwa, w której nikt nowy się nie odezwał. Ino w skupieniu z niezmienionym wyrazem twarzy wszystkiego wysłuchała, po czym gdy wyciągnęła wnioski z tego co usłyszała, wskazała na ostatniego członka teamu trzynastego.
- Nazywam się Satake Masashi. Cenię sobie ciszę i spokój w otaczającym mnie środowisku. Nie przepadam za czynną walką, wolę natomiast studiowanie nowych technik, najlepiej medycznych. – Chłopak dostrzegł niewielki błysk zainteresowania odbijający się w lśniących oczach swojej mentorki. – Zgadza się sensei, interesuję się anatomią ludzkiego ciała. Co za tym idzie, w przyszłości chciałbym zostać medykiem.
Zapadło milczenie. Yamanaka przetwarzała w głowie wszystkie informacje poznane od młodych geninów o ich samych, lecz widząc, że dokładnie ją obserwują, nie znacznie się uśmiechnęła. Wiadomo, jak Yondaime wezwał ją do siebie na chwilę zerknęła do ich akt, ale dopiero teraz poznała wszystkie interesujące ją szczegóły. Przeniósłszy wzrok na Mari, kiedy ta odwzajemniła posłany jej uśmiech, Ino westchnęła przeciągle, po czym się odezwała:
- Dobrze. Teraz zapewne chcielibyście poznać cel naszej misji?
Dzieci momentalnie, zgodnie pokiwały głowami w geście aprobaty. Nim dwudziestolatka udzieliła wyczerpujących wyjaśnień, popadła w chwilową zadumę, przypominając sobie słowa swojego przywódcy. Gdy później rozmyślała o prawdziwych powodach wysłania jej teamu do kraju wiecznej zimy, w pierwszym momencie nie mogła uwierzyć, że w końcu zyskała szansę na odnalezienie zaginionego przyjaciela, ale potem uznała, że skoro zlecono jej tak ważne zadanie, to Yondaime Hokage musi darzyć ją specjalnym zaufaniem. Wiedziała, że tego typu zadania zazwyczaj zlecane były doświadczonym oddziałom rozpoznania taktycznego, więc zastanawiało ją, czemu nagle się to zmieniło.
- Sensei? – Rozmyślania blondynki przerwał zatroskany głos panny Adachi. Yamanaka od razu oprzytomniała.
- Wybaczcie. – Westchnęła. – Naszym zadaniem jest dostarczenie listu od Yondaime-sama do Daimyo kraju Śniegu.
Tu kunoichi wyjęła z torby, wiszącej na jej lewym biodrze, średniej wielkości zwój, opatrzony pieczęcią Kage i pokazała go swoim uczniom. Ino nie lubiła nikogo okłamywać, ale rozkaz to rozkaz. Utrzymanie prawdziwego celu tej misji w tajemnicy przed trójką świeżo upieczonych geninów, to był priorytet. W oczach przyglądającej się jej Mari dostrzegła nutę podejrzliwości lub lekkiego niedowierzania przekazanym im informacjom, lecz dziewczynka się nie odezwała. Natomiast Kichiro i Masashi wydawali się nic nie podejrzewać. I dobrze. To tylko ułatwiało sprawę.
- No dobra, moi drodzy. – Yamanaka po kilku minutach przerwała milczenie, wstając od ogniska. – Lepiej idźcie już spać, jeśli chcecie mieć jutro siłę na dalszą część wędrówki.
- A ty, Ino-sensei? – Odezwał się Satake, pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Przypilnuję ognia, a po za tym… Ktoś musi stróżować. Pomimo tego, że wciąż, jeszcze jesteśmy na terenie kraju Ognia, to w tych lasach kręci się pełno zbirów, którzy tylko czekają by nas obrobić. – Dziewczyna odparła z uśmiechem, jednocześnie sprawdzając swój zapas shurikenów i kunai. – Jeśli któryś zdecyduje się nas napaść, gdy będziecie odpoczywać, ktoś musi go powitać.
Blondynka spojrzała na słuchających ją geninów. Brunet, od rana ponury i zamyślony, ku zdumieniu wszystkich, odwzajemnił posłany mu uśmiech, po czym skierował swoje kroki w stronę jednego z rozstawionych wcześniej namiotów. W ślad za nim po chwili poszedł fioletowooki, mamrocząc pod nosem jakieś słowa, chyba podziękowania. Yamanaka rzuciwszy mu zaciekawione spojrzenie, kątem oka dostrzegła, że Adachi ponownie się jej bacznie przyglądała. Kiedy Horigoshi zniknął we wnętrzu swojego namiotu, rudowłosa ocknęła się z zamyślenia, uśmiechnęła do swojej sensei i również poszła spać.
~ ~ ~ ~
 W salonie piętrowego domu, w skurzanym fotelu stojącym przy stojącej lampie, siedział blondwłosy mężczyzna i zwyczajnie czytał gazetę. Niby późna godzina każdemu mówiła, iż czas najwyższy iść już spać, lecz on jeszcze nie czuł się zmęczony. Artykuł o technikach przesłuchań, jakie stosują odziały prewencji w krajach sąsiadujących z krajem Ognia, tak go zaciekawił, że w gruncie rzeczy stracił poczucie czasu.
Rzuciwszy krótkie spojrzenie na zegar wiszący nad wejściem do pomieszczenia, gdy duża wskazówka wybiła pierwszą w nocy, mężczyzna nagle usłyszał donośne i energiczne pukanie w drzwi wejściowe swojego domu. Nie wiedząc, kto to może być o tak później porze, a raczej nie spodziewał się żadnych gości, zaraz zerwał się i odkładając Kurier Konohy na swoje siedzenie, szybko poszedł otworzyć.
- Tak? O co chodzi?
- Proszę wybaczyć, to najście, ale Hokage-sama wzywa do siebie wszystkich jouninów. – Młody chuunin odparł nieco zdyszanym głosem, cały czas starając się uspokoić rozszalałe bicie serca. Yamanaka zdziwił się niezmiernie, gdyż już dawno nie zdarzyło się, żeby Namikaze zwoływał elitę shinobi Ukrytego Liścia do swojego gabinetu i to w środku nocy. Przeczuwając, że wydarzyło się coś poważnego, nie zadając więcej pytań, czym prędzej wybiegł z domu i pognał ile sił w nogach oraz chakry w organizmie ku największemu budynkowi w Konoha-Gakure no Sato.
Następnego dnia, gdy dwunastoletnia blondynka z włosami zaczesanymi do tyłu w jeden, wielki koński ogon weszła na teren Akademii, od razu dostrzegła jakieś dziwne poruszenie wśród kolegów z klasy i pozostałych uczniów. Usiadłszy, jak zwykle w drugim rzędzie trzyosobowych ławek, na miejscu tuż przy ścianie, lekko zaspanym wzrokiem zaczęła wodzić po pomieszczeniu. Kiedy sala w końcu zapełniła się, a rozmowy rozgorzały na dobre, Ino szybko zorientowała się, o czym wszyscy tak zaciekle dyskutowali:
- Czy u was też wczoraj, a raczej dziś w nocy, był posłaniec Hokage? – Dopytywał się hałaśliwy brunet, co zawsze na głowie nosił małego, białego pieska, a przez niektórych, zgryźliwych kolegów nazywany był… pchlarzem.
- Niestety. – Nara odparł znudzonym tonem. – Kiedy ojciec z hukiem wyleciał z domu, myślałem, że się chata wali. Że też ciszej nie mógł iść na to „nadzwyczajne” spotkanie. A gdy wrócił, równie głośno kogoś przeklinał. Cholera, pół nocy oka nie zmrużyłem.
- Nie martw się, Shikamaru. Nie ty jeden, nie zmrużyłeś dzisiaj oka.
Yamanaka uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Dobra, czy ktoś wie, co lub kto spowodował takie poruszenie? – Spytała Sakura, przez niektórych złośliwych zwana: Wielkoczołą lub bardziej obraźliwie: Różową lafiryndą. Co do pierwszego przezwiska, panna Haruno doskonale wiedziała, kto je jej nadał i dlaczego, lecz z tym drugim spotkała się tylko raz. I jak na razie, był to odosobniony przypadek, który skończył się raczej boleśnie dla strony obrażającej.
- Hiashi-sama, dziś przy śniadaniu, wspominał coś o nowym zniknięciu syna Yondaime. – Odezwał się białooki brunet, członek klanu Hyuuga. – Mówił, że całą noc wszystkie oddziały ANBU przeczesywały wioskę i jej najbliższe okolice.
- Co?? Czyżby ten idiota znowu wykręcił jakiś numer!? – Krzyknęła różowowłosa, gniewnie zaciskając dłonie. – Przez tego kretyna znowu odwołają nam zajęcia! Już drugi raz w tym miesiącu! Niech no ja go tylko dorwę…
- Uspokój się, Sakura! – Odkrzyknął jej stanowczy, a zarazem ponury głos z drugiego końca pomieszczenia. Jakież było wszystkich zaskoczenie, gdy się okazało, że obrońcą blondyna okazał się być jego przyjaciel, a zarazem śmiertelny wróg, Uchiha.
- Sasuke-kun?
- Naruto, może jest totalnym półgłówkiem, co nie rozumie, że jego dowcipy stawiają na szali dobre imię Konoha, ale nie możemy zapominać, że jest też synem naszego Hokage. – Chłopak rzucił zawstydzonej Haruno srogie spojrzenie. – Cokolwiek mu się przytrafi, może zagrozić to bezpieczeństwu wioski. Nie ważne, ile razy by znikał. Ważne, żeby się potem odnajdywał.
~ ~ ~ ~
Patrząc prosto na księżyc w pełni, oświetlający swoim blaskiem pogrążony we śnie las kraju Ognia, Ino przypomniała sobie dzień, w którym dowiedziała się, że najbardziej niesforny dzieciak Ukrytego Liścia dał dyla z wioski i już nigdy go nie odnaleziono. To wspomnienie przyszło jej na myśl, gdy tylko Yondaime wyjawił jej prawdziwy cel misji drużyny trzynastej. Ile razy by sobie tamtego dnia nie przypominała, zawsze najwyraźniej na tle całej sytuacji, jaka wydarzyła się w sali lekcyjnej, odznaczały się ostatnie słowa Uchihy. Te dwa, z pozoru, niewinne zdanka, najbardziej zapadły jej w pamięci.
„Nie ważne, ile razy by znikał. Ważne, żeby się potem odnajdywał.”





[1] haha (jap.) – mama

5 komentarzy:

  1. Witam,
    hmm co ja mam Tobie napisać rozdział jak zwykle wspaniały, bardziej skupiający się na Ino i jej drużynie, oraz jej wspomnieniach o Naruto i jego zniknięciu, bardzo podobało mi się, że Sasuke stanął w jego obronie przed słowami Sakury.
    To jest jedno z najlepszych opowiadań jakie przyszło mi czytać...
    Weny, weny i jeszcze raz weny Tobie życzę
    Pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uchicha nie stanął w obronie Naruto, tylko nie chciał żeby Hokage się załamał. Tak myślę. A rozdzialik świetny like always. Tylko tak dalej.
      Pozdr. Kyuu.

      Usuń
  2. Wesołych Świąt :D
    Co do notki to wspaniała. Fajnie że wybrałeś do tej misji kogoś innego niż powiedzmy hmm.. Sakure :D bo z początku myślałem że coś takiego nastąpi a tutaj mała niespodzianka :D
    Czekam na next!!!!!!!
    Denzel

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka ciekawa, czekamy na spotkanie Ino z Naruto. Wesołych Świąt i czekamy na kolejne notki. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze świetnie :) Ciesze się, że ten blog jest całkiem inny od "Naruto=life-and..", ponieważ niektóre osoby zakładające drugi blog o tej samej tematyce nie potrafią zmienić postaci charakter czy coś. Często się zdarza że kilka blogów jest takie same. Życzę więcej weny i determinacji- by nie owładneło cię lenistwo :)). Czekam na next :)

    ps. mam nadzieje ze nie porzucasz tamtego bloga ? Obydwa są naprawdę fajne :))

    Myszaaa

    OdpowiedzUsuń